Łukasz Żebrowski. "Nie ma trenera bez szatni"

13.06.17Utworzono
/uploads/assets/40/żebrowskipogon04kolanowska.JPG
W szczecińskiej Pogoni ’04 grał od samego początku. Kiedy zaczął borykać się z kontuzjami, postanowił poświęcić się wyłącznie pracy szkoleniowej. Wraz z portowcami wywalczył dwa wicemistrzostwa Polski (w trakcie rozgrywek 2013/2014 zastąpił Gerarda Juszczaka), ale poznał również gorycz spadku; klub z Pomorza Zachodniego został wówczas w ekstraklasie tylko dzięki wycofaniu się z niej Wisły Kraków. W zakończonym sezonie z borykającym się z kłopotami finansowymi klubem zajął piątą lokatę. Od nowego natomiast będzie trenerem brązowego medalisty - FC Toruń, prowadzi także kadrę U-19. O tym czy łatwo jest pracować z przyjaciółmi i dlaczego jeszcze nie przeprowadził się do grodu Kopernika opowiada Łukasz Żebrowski.

- Miałeś już dosyć Szczecina czy Szczecin miał dosyć ciebie?

- To przecież nie jest tak… Trenowanie jest moim zawodem, chcę się skupić tyko na nim; nadarzyła się okazja i postanowiłem z niej skorzystać. Dużo aspektów sprawiło, że postanowiłem odejść z Pogoni ’04. Ważna była także chęć popracowania w zupełnie dla mnie nowym środowisku, sprawdzenia się. W żadnym wypadku natomiast nie palę za sobą mostów, natomiast próbuję swoich sił w innym mieście niż rodzinny Szczecin.

- Pojawił się jakiś dyskomfort psychiczny - wraz z twoim odejściem, Pogoń ’04 poniekąd się rozpadła, odeszło przecież wielu zawodników…

- Tak rzeczywiście się stało, jeszcze do niedawna nikt by się tego nie spodziewał. Przy czym gracze nie odeszli dlatego, że ja to zrobiłem, to kwestia kontraktów. Zostało natomiast jeszcze kilku dobrych futsalistów w Szczecinie. I teraz głównym wyzwaniem, jaki stoi przed zarządem jest znalezienie trenera, który wszystko poukłada i odbuduje w tej trudnej sytuacji.

- Obejmujesz brązowego medalistę. Jakie postawiono przed tobą cele?

- Przyszedłem w miejsce Klaudiusza Hirscha. I jest to dla mnie ogromne wyzwanie. Bardzo istotne jest teraz dla mnie, aby utrzymać w tej ekipie wysoki poziom sportowy. Na pewno też chcielibyśmy powtórzyć ten sukces, jakim było miejsce na podium. Chciałbym też, żeby ta drużyna miała swój styl, grała w takim stylu, jaki sobie wymarzyłem i wymyśliłem.

- A jaki styl sobie wymarzyłeś?

- Trudno mówić ogólnie. Chcę, aby w każdym elemencie sportowym, w każdym taktycznym było widać jakiś ślad mojej roboty.

- W Pogoni’04 było pod twoją wodzą wicemistrzostwo, ale był też spadek. To co się wydarzyło czegoś cię nauczyło?

- Od tej degradacji minął już jakiś czas. Ale rzeczywiście mam ją gdzieś z tyłu głowy. Bo wszystkich, którzy jej wtedy doświadczyli nauczyła pokory. Wyciągnęliśmy też z niej lekcję, wnioski; odwróciliśmy tendencję, przecież rok później zdobyliśmy srebrny krążek. To była nauczka, zresztą tak jest w życiu nie tylko tym sportowym; pokazała nam jak różnie się układają losy, że trzeba być na wszystko przygotowanym i bardzo uważnym, pokonywać trudności, jeśli takie się pojawią. A potem podnieść się, otrzepać i iść dalej. Nam z Pogonią’04 to się udało, także dlatego, że miałem ambitnych podopiecznych.

- W „zero-czwórce” w pewnym momencie byłeś i trenerem, i graczem. Później już tylko szkoleniowcem. Tym razem również czeka cię niełatwa rola, bo przyjdzie ci być szefem przyjaciela.

- Akurat w przypadku Marcina (Mikołajewicza - przyp.red.) nie jest to trudna rola. Bo on jest - po prostu - w ostatnich latach przykładem profesjonalisty. Marcin cieszy się, że będzie miał mnie obok siebie. Wiadomo, że będzie chciał mi pomóc, abym zadomowił się w nowym miejscu. Marcin jest postacią nietuzinkową, nieszablonową w szatni i wiem, jestem przekonany, że mi pomoże. Ja natomiast jestem już na tyle doświadczony, że również potrafię rozgraniczyć życiowe role. Jesteśmy z Marcinem rodziną, myślę, że to połączenie może nam tylko świetnie zadziałać.

Zawsze powtarzam, że nie ma trenera bez szatni. Jeżeli nie ma się ułożonych relacji z zawodnikami, jeżeli nie ma szacunku, nie ma obustronnego wsparcia, uczciwości wówczas w dłuższej perspektywie ciężko pracować. W trakcie treningu, meczu gracze są od tego, aby wykonywać moje założenia. W każdym zespole, który prowadziłem i który będę prowadził chcę wprowadzać dobre relacje na linii zawodnicy-trener. Zresztą wciąż, co oczywiste, jestem też w kontakcie z chłopakami z Pogoni ’04 i każdemu z nich dobrze życzę. Oni mnie również, wiem również, że będą szczegółowo przyglądać się mojej pracy.

- Jesteś młodym szkoleniowcem, masz jakiś pomysł na futsal?

- Pomysłów, wizji, spostrzeżeń mam mnóstwo. Do tej pory tak się układało, że musiałem łączyć futsal z innymi zawodowymi zajęciami. Teraz będę mógł się skupić tylko i wyłącznie na nim. I pomysły, które dotąd tylko kiełkowały mi w głowie będzie można przelać na papier, wcielić w życie. Czekam z utęsknieniem na takie czasy, kiedy Polski Związek Piłki Nożnej podpisze się oficjalnie pod futsalem, że ten jest wsparciem i uzupełnieniem dla dużej piłki, da to impuls do rozwoju. Wtedy być może więcej młodych osób zaczęłoby trenować właśnie futsal.

- Trzech najlepszych zawodników ligi to…

- Jednego takiego mam teraz u siebie i już o nim rozmawialiśmy (śmiech). To oczywiście Marcin Mikołajewicz i mówię o nim nie dlatego, że się przyjaźnimy. Marcin jest niezmiernie ważny nie tylko dla Torunia, ale i dla kadry. Wskażę też Mateusza Jakubiaka i Mateusza Geperta, za ogromną, tytaniczną pracę jaką wykonali, cenię, bo wciąż są bardzo ambitni.

- Toruń to dobre miejsce na nowy rozdział życia?

- Wiadomo, że ze względu na moją znajomość z Marcinem, nie jest mi to miasto zupełnie obce. Mam sentyment do Szczecina, to mój pierwszy wyjazd za pracę, więc jestem ciekawy jak to będzie. Z Torunia do Szczecina nie jest daleko, tylko akurat krajowa „10” to nie najlepsza droga (śmiech). Z przygotowaniami ruszamy w sierpniu, na przeprowadzkę jest jeszcze czas, myślę, że nastąpi pod koniec lipca. Do końca czerwca pracuję w Szczecinie w Akademii Piłkarskiej Football Arena.

- Dziękuję za rozmowę.

Tekst i fot.: Ewelina KOLANOWSKA