BSF czarnym koniem? Rekord pokonany!

24.03.24Utworzono
/uploads/assets/5729/R6__7776.jpg
Dzisiejszy pojedynek pomiędzy BSF-em, a Rekordem był ważny dla układu tabeli. Zarówno jedni, jak i drudzy walczą o jak najlepsze ustawienie. Przebieg niedzielnego meczu, a w szczególności jego końcowy rezultat mógł zaskoczyć wielu kibiców.

Zanim o meczu, warto wspomnieć o sytuacji kadrowej. W barwach gospodarzy za kartki pauzował Sebastian Leszczak. W szeregach gospodarzy zabrakło kontuzjowanego Mikołaja Zastawnika, Pawła Budniaka i Gustavo Henrique Steinwandtera. Szczególnie nieobecność tego pierwszego może martwić wszystkich kibiców futsalu w kontekście nadchodzących meczów Reprezentacji.

 

Pomimo problemów kadrowych, Rekordziści to dalej niezwykle mocny zespół. Od początku jednak ich gra nie przynosiła rezultatów, dlatego trener Chus Lopez szybko poprosił o przerwę dla swojego zespołu. Trzeba przyznać, że kibice oglądali głównie popis obu formacji defensywnych, które raz po raz blokowały strzały.

 

Pierwszy gol padł po błędzie Krzysztofa Iwanka. Bramkarz wyszedł z piłką w celu podłączenia się do akcji, ale Doroszkiewicz przeciął podanie i odegrał do Pedro Pereiry. Ten doświadczony zawodnik pobiegł na pustą bramkę i skorzystał z „prezentu”. Szybko mógł odpowiedzieć Rakić, ale minimalnie spudłował, posyłając piłkę obok słupka. Nie spudłował za to Kamil Surmiak, który wykorzystał podanie Pereiry. Jak widać futsalista z numerem 4 to również dobry asystent.

 

Drugą połowę bielszczanie rozpoczęli podrażnieni złym wynikiem. Jednak bramki padały po przeciwnej stronie parkietu. Najpierw Minor Cabalceta w indywidualnej akcji minął dwóch-trzech rywali i pokonał Iwanka w swojej świątyni. Następnie ten sam zawodnik, stał tyłem do bramki z przeciwnikiem na plecach, ale zdołał się odwrócić i podać do ustawionego na pozycji Pereiry. Ten miał dzisiaj swój dzień i wykorzystywał każdą szansę.

 

Strata 0:4 spowodowała, że trener Chus Lopez zdecydował się szybko na grę z lotnym bramkarzem, jednak prosty błąd Michała Marka oraz czujność Wojciecha Przybyła tylko zwiększyła wymiar porażki. Wicemistrzowie Polski nie powiedzieli ostatniego słowa. Ponowna gra w przewadze przyniosła tym razem skutek. Piłka krążąca jak po sznurku, znalazła się pod nogami Matheusa Ferreiry, który technicznym strzałem pokonał Kollara.

 

Gra z lotnym bramkarzem nie była najmocniejszym punktem gości. Arkadiusz Budzyn wykorzystał błąd Rakicia. Później Kevin Kollar również trafił do pustej bramki. Bramkarz zasługiwał dzisiaj na tego gola jak mało kto, ponieważ wysokie prowadzenie jego drużyny było również jego zasługą.

 

Wraz z upływem czasu emocje wcale nie malały. Bochnianie uzbierali aż pięć fauli, każdy kolejny to oczywiście przedłużony rzut karny. Ten został podyktowany dwukrotnie. Pierwszej szansy nie wykorzystał Popławski, w drugiej Rakić był już bezbłędny. To jednak była bramka tylko na otarcie łez.


BSF ABJ BOCHNIA – REKORD BIELSKO-BIAŁA 7:2 (2:0)

Bramki: Pedro Pereira 12, 25, Kamil Surmiak 13, Minor Cabalceta 22, Wojciech Przybył 27, Arkadiusz Budzyn 33, Kevin Kollar 34 - Matheus Ferreira 30, Stefan Rakić 40