Dwie połowy, jeden zwycięzca - Rekord.

05.03.18Utworzono
/uploads/assets/847/FC_Torun_Marek.jpg
Jakże dwie odmienne połowy miał poniedziałkowy hit Futsal Ekstraklasy w Toruniu. Po pierwszych dwudziestu minutach zanosiło się na kolejne dwucyfrowe zwycięstwo Rekordu, natomiast w ostatnich sekundach spotkania wydawało się, że bielszczanie mogą stracić pierwsze punkty w tym sezonie. Sensacji nie było, ale poziom meczu nie zawiódł.

 

Od początku spotkania na parkiecie w Toruniu dominowali goście. W pierwszych 20 minutach zdobyli pięć bramek i to oni byli bliżsi kolejnych trafień, aniżeli gospodarze tej premierowej. - Mieliśmy założenie, by szybko zdobyć bramkę, zresztą gramy tak w każdym spotkaniu. Jesteśmy w dobrej dyspozycji i to pokazujemy – mówił w przerwie Michał Kubik, który zdobył pierwszą bramkę w tym spotkaniu. Co prawda na samym początku miał swoją okazję Marcin Mikołajewicz, ale później festiwal strzelecki rozpoczął jego niedawny kolega klubowy ze Szczecina. Precyzyjnym strzałem przy słupku otworzył wynik, następnie po tym jak „zdrzemnął” się Miki Michal Seidler podwyższył wynik, a dwie kolejne bramki to dzieło Łukasza Biela. Zwłaszcza to drugie uderzenie, precyzyjne tuż przy słupku, mogło się podobać kibicom. Zakończył strzelanie w pierwszej połowie po rzucie rożnym ten, który rozpoczął, czyli Kubik.

 

Słowa Kubika, który deklarował, że bielszczanie również w drugiej odsłonie będą stroną atakującą szybko zostały zweryfikowane. Bo najpierw po podaniu Tomasza Kriezela precyzyjnie wykończył kontrę Mikołajewicz, a następnie piłkę głową skierował do własnej bramki Artur Popławski. Torunianie jeszcze mocniej uwierzyli w możliwość sprawienia sensacji, gdy po wznowieniu gry z boku w 25. minucie na strzał tuż pod poprzeczkę zdecydował się Remigiusz Spychalski. Podopieczni Łukasza Żebrowskiego szukali czwartej bramki, aktywni byli Spychalski czy Mateusz Cyman, ale po pierwszych niemrawych minutach coraz lepiej czuli się także gracze lidera FE. Jedna z prób Seidlera – wydawałoby się niegroźna – zakończyła się zdobyciem szóstego gola. Więcej mógł przy tej sytuacji zrobić Nicolae Neagu... Ozdobą meczu było natomiast trafienie Mikołajewicza, który po podaniu z prawej strony piętką z bliska umieścił piłkę w siatce. Wrażenia estetyczne fanom gospodarzy musiały wystarczyć, gdyż ostatecznie goście wygrali. W końcówce emocji jednak nie brakowało, gdyż po trafieniu z bliska Marcina Mrówczyńskiego torunianom brakowało „tylko” jednej bramki do remisu. Najbliżej wyrównania był Mikołajewicz, ale ostatecznie po meczu mogli się radować goście.

 

- W przerwie w szatni padło trochę męskich słów. Chcieliśmy wyjść z tego 0:5, mieliśmy wyjść wyżej przeciwnika. Udało nam się to, ale niestety punktów nie ma. Druga połowa pokazała jednak, że zabrakło niewiele. Te straty po pierwszej odsłonie były zbyt wielkie. Chyba w tych pierwszych minutach towarzyszyła nam zbyt wielka presja, graliśmy zbyt daleko od przeciwnika. Zabrakło nam agresji, nie strzelaliśmy praktycznie. Po takim meczu kibice mogą być zadowoleni i tego bakcyla futsalu może następne osoby złapią – mówił po spotkaniu trener Żebrowski.

 

FC Toruń – Rekord Bielsko-Biała 5:6 (0:5)

Bramki: Mikołajewicz 2 (22, 33), Popławski (samobójcza – 22), Spychalski (25), Mrówczyński (39) – Kubik 2 (5, 17), Biel (10, 15), Seidler (10, 32)

 

foto: bts.rekord.com.pl/ Rekord Bielsko-Biała