Foltyn: Dążmy, aby Futsal Ekstraklasa to była prawdziwa elita

18.10.22Utworzono
/uploads/assets/4525/76997956_647563359108372_7757977943338385408_n.jpg
Już jako nastolatek występował w barwach Akademii FC Pniewy i strzegł bramki między innymi w meczach finałowych przeciwko Wiśle Krakbet Kraków. Później przyszło powołanie do reprezentacji Polski i kiedy wydawało się, że jego kariera idzie w dobrym kierunku, a kadra będzie miała bramkarza na lata, gdzieś te wszystkie plany należało odłożyć na bok. Aktualnie Maciej Foltyn przechodzi rehabilitację po zerwaniu krzyżowym, którego nabawił się w poprzednim sezonie w barwach Fit-Morning Gredaru Brzeg.

Cześć Maciek, jak zdrowie?

 

Dziękuję bardzo! Wracam do formy, kolano również. Jestem niecałe pięć miesięcy po operacji i czuję się naprawdę dobrze. 

 

Jak przebiega twoja rehabilitacja? 

 

Zgodnie z planem. Lekarz jest zadowolony z operacji, więc nie ma obaw, aby było coś z moją nogą nie tak. Nie śpieszę się z rehabilitacją, aby być w stu procentach pewnym, że mogę wrócić do gry. A czy wrócę? To dobre pytanie, które sam sobie zadaję, ponieważ nie ciągnie mnie do gry już tak bardzo jak kiedyś. 

 

Czujesz, że twoja kariera futsalowa, do czasu kontuzji, której doznałeś w Brzegu systematycznie hamowała i inni bramkarze robili większe postępy wyprzedzając cię w hierarchii polskich golkiperów? 

 

Wyhamowała na moje własne życzenie, jednak umiejętności pozostały, gdyż uważam, że zaliczyłem niezłą rundę w Fit-Morning Gredarze. Stanąłem przed wyborem czy poświęcić się pracy zawodowej, czy dalej grać na takim poziomie w futsal. Wybrałem stabilizację… Były to czasy pandemii, więc zdecydowałem postawić na drogę zawodową niezwiązaną z futsalem, jednak futsal dalej zostaje mi bliski, jako wielka pasja. 

 

Jasne, że inni mnie przeskoczyli, ale dalej czuje się dobry w te klocki, choć jest kilka młodych nazwisk, które wchodzą dopiero do ligi. Mimo to jestem pod wrażeniem gry Michała Widucha. Kiedyś można powiedzieć, że rywalizowaliśmy z racji na podobny wiek i aspiracje. Teraz widać, że wydoroślał w bramce - pewnie to zasługa pracy z fantastycznym trenerem bramkarzy.

 

Zaliczyłeś już występy w kilku drużynach. Były wizyty w Pniewach, Toruniu, Jelczu-Laskowicach, Brzegu - jest jakiś moment, w którym powiedziałbyś, że żałujesz odejścia z jakiegoś klubu?

 

Na pewno nie żałuję żadnej z decyzji, ponieważ każde doświadczenie pozytywne, jak i zarówno to negatywne, niesie za sobą nową lekcję. Jedyny klub, z którego odszedłem, który w danym momencie nie rozpadł się lub nie przechodził reorganizacji, to Red Dragons Pniewy. Uważam, że było to potrzebne zarówno klubowi, jak i mi, aby dalej się rozwijać. Reszta klubów niestety się rozpadła, więc statystyka jeden klub, który przetrwał w niezmienionej formie na pięć może dać do myślenia przed zakontraktowaniem mnie.

 

Kiedy w barwach Akademii FC Pniewy zdobywałeś mistrzostwo Polski czułeś, że jesteś królem życia i cały polski futsal w niedalekiej przyszłości wciągniesz nosem?

 

Z perspektywy czasu, być może jest w tym ziarno prawdy. Nie chodzi o styl bycia, czy zwariowanie na punkcie własnych umiejętności, jednak wydawało mi się, że nie mam potrzeby dbania o styl prowadzenia się, ponieważ futsal nie jest na tyle profesjonalny. Zrozumiałem to dopiero po latach, że jeśli grasz na wysokim poziomie i dołożysz do tego całą otoczkę związaną z odpowiednim prowadzeniem się, odnową biologiczną, pracą indywidualną, to możesz grać na jeszcze wyższym poziomie. Wtedy nie interesowało mnie to w ogóle i być może dlatego nigdy w reprezentacji Polski nie byłem tak dobry, żeby zbliżyć się do poziomu prezentowanego na parkietach Futsal Ekstraklasy.
 


 


Odejście z Red Dragons Pniewy i przejście do I-ligowego wówczas Acany Orła Jelcz-Laskowice odbiło się szerokim echem w polskim futsalu. Wielu uważało, że to krok w tył w twojej karierze. A ty zgodzisz się z tą opinią? 

 

Nie zgodzę się, ponieważ rzeczy, których nauczyłem się przy trenerze Chusie Lopezie rozwinęły mnie bardzo mocno jako bramkarza. Grając w Orle naprawdę kręciłem niezłe statystyki. Chus wymagał niezwykle dużo, ale dzięki temu stałem się bardziej kompletny. Nie tylko w grze na linii, ale także w grze na przedpolu, przy wznawianiu piłki, czy w grze nogami. Jako drużyna, również spisywaliśmy się nieźle, więc wracając do mojej wcześniejszej wypowiedzi, nie żałuję tego kroku. Red Dragons przeszli wtedy małą przemianę oraz osiągnęli historyczne puchary, więc zaliczyli duży sukces.

 

Wspomniałeś wcześniej, że zaliczyłeś dobrą rundę w Fit-Morning Gredarze Brzeg. Ja osobiście odbierałem to jako średnio udany powrót do gry i daleko w nim było do starego dobrego Macieja Foltyna, który ratował drużynę w wielu meczach, jak to miało miejsce w poprzednich klubach. A jak ty to widziałeś ze swojej perspektywy? 


Nie zgodzę się z tą opinią. Zasilając szeregi Fit-Morning Gredaru Brzeg byłem po półrocznej przerwie, gdzie musiałem odpocząć od futsalu. Po powrocie pierwsze trzy mecze przegraliśmy. Najbardziej zabolała porażka 3:9 z MOKS-em Białystok, ale potem mieliśmy serię kilku spotkań bez porażki, Nie traciliśmy więcej niż trzy bramki na mecz - wyjątek pięć bramek straconych z Rekordem w Pucharze Polski - grając z naprawdę mocnymi drużynami. Dla laika, nie jestem efektownym bramkarzem, który wykonuje cudowne parady, ciesząc się i skacząc po każdej odbitej piłce, jednak moim celem zawsze była efektywność. W Brzegu grało mi się naprawdę dobrze, dotarliśmy się z drużyną, a moje wieloletnie doświadczenie pomogło mi zachować chłodną głowę w stresujących sytuacjach. 

 

Zakładam, że śledzisz rozgrywki Futsal Ekstraklasy. Masz bowiem wielu znajomych z twoich poprzednich klubów. Którym klubom, czy zawodnikom kibicujesz?

 

Grając tyle lat w futsal na różnych szczeblach poznałem wielu zawodników, trenerów, prezesów, dlatego ciężko wymienić mi ich wszystkich. Chciałbym, aby każdemu wszystko wychodziło i każdy z nich wygrywał, niestety tak się nie da. Na pewno kibicuję wszystkim klubom, które dążą do profesjonalizacji. Jest takich klubów w Polsce coraz więcej i nie lubię, gdy zdarzają im się wypadki przy pracy z półzawodowymi zespołami, bo to strasznie przekłamuje rzeczywistość. Dążmy, aby Futsal Ekstraklasa to była prawdziwa elita, tylko z profesjonalnymi zawodnikami oraz drużynami. Malkontenci powiedzą nie da się, a ja uważam że się da.

 

W takim razie co jeszcze potrzeba lidze, aby pójść ten krok do przodu i zyskiwać popularność jako dyscyplina i dążyć do wspomnianej przez ciebie profesjonalizacji? 

 

Brakuje nam marki osobistej. Nie mamy postaci, z którą widzowie Futsal Ekstraklasy mogliby się utożsamić. Ani eksperta, ani zawodnika, nikogo. Być może jest to zadanie spółki, aby wypromować wybranego demokratycznie zawodnika, który zostanie twarzą Futsal Ekstraklasie w social mediach. Ludzie chcą wiedzieć co słychać wewnątrz klubów, jakie są korzyści, w jaki sposób ograć przeciwnika. To na pewno będzie czas futsalu, ponieważ trenerzy z piłki trawiastej zaczynają rozumieć korzyści płynące z gry w futsal, dlatego będzie potrzeba, aby miał kto ich w przystępny sposób edukować, przekazać wiedzę. Tylko kogo oni mają w tym momencie zapytać? 

 

No dobrze - załóżmy, że Maciej Foltyn zostaje prezesem Futsal Ekstraklasy: kto wobec tego ma największe szanse jego zdaniem zostać wspomnianą “twarzą Futsal Ekstraklasy”?

 

Zarząd spółki rzuciłby pomysły i wtedy można decydować. Ja widziałbym w takiej roli świetnego dryblera, którego filmiki mogłyby obiegać Internet. W tym momencie postawiłbym na Pawła Budniaka, który ma naprawdę świetny czas na boisku. Obejrzałbym jego filmy edukacyjne, jak naprowadzać piłkę po skrzydle i go okiwać w mgnieniu oka. Do tego dochodzą fenomenalne bramki!

 

Spółka daje całe know how, wsparcie marketingowe, a zawodnik pracuje dla spółki. Reklamuje firmy, nakręca sprzedaż odzieży sportowej, aby młodzi ludzie słyszeli futsal i wiedzieli z kim go utożsamiać. Mamy rok 2022, a ludzie dalej futsal kojarzą z Clearexem grającym w Lidze Mistrzów…

 

Zapytam trochę na przekór - która drużyna poza Piastem, Rekordem i Constractem znajdzie się w półfinale play-off Futsal Ekstraklasy? 

 

Dobrze powiedziane, że na przekór. Brak awansu tych drużyn będzie ogromnym zaskoczeniem. Wydaje mi się, że będzie to GI Malepszy Arth Soft Leszno. Mają wszystko, aby znaleźć się w elicie.

 

Liga staje się coraz mocniejsza dzięki obcokrajowcom, którzy podnoszą poziom, ale czy gdzieś te proporcje są odpowiednie i młoda polska świeża krew nie ma trudniej dostać się do kadry meczowej, niż w czasach, kiedy ty zaczynałeś swoją futsalową karierę w Akademii FC Pniewy? Jakby nie patrzeć nie potrzebowałeś żadnego przepisu, żeby w wieku dziewiętnastu lat bronić w meczach finałowych przeciwko Wiślę Krakbet Kraków. 

 

O tym zawsze decydują umiejętności, a nie wiek. Jeśli nie spełniałbym oczekiwań lub trener miał jakieś większe wątpliwości, na pewno w tych meczach bym nie wystąpił. Przepisem jest bardzo dobry trener oraz bardzo dobra drużyna. Spójrzmy na przykład Constractu Lubawa, gdzie młodzi zawodnicy ogrywają się przy niesamowitych zawodnikach, dzięki czemu są oni powoływani do seniorskiej reprezentacji. Tak samo było w czasach Akademii, gdzie wokół siebie miałem najlepszych z najlepszych i dzięki temu, każdy trening to było wyzwanie. 

 

Będąc młodym zawodnikiem, grającym w średnim zespole i zaliczającym kolejne minuty w Futsal Ekstraklasie, nie rozwiniesz się tak mocno jak obcując na co dzień z “wyjadaczami”. Sama gra w lidze pomoże jedynie pozbyć się presji i ograć, ale co z rozumieniem taktycznym oraz rozwojem umiejętności indywidualnych? Od kogo to podpatrzeć? 

 

Jako bramkarz spoglądasz pewnie na swoich kolegów po fachu - którzy przedstawiciele polskiego bramkarstwa robią na tobie największe wrażenie i może być o nich głośno w przyszłości? 

 

Jest parę nazwisk, o których będzie głośno, lecz dopiero za kilka lat. Iwanek, Warszawski, Lach mają naprawdę świetne papiery na granie. Świat zachłysnął się trochę sposobem gry Higuity, przez co młodzi bramkarze chcą być dobrzy na linii, na przedpolu, dyrygując zespołem oraz grać świetnie nogami. Na to wszystko potrzeba czasu, bo gdy jedna rzecz idzie bardzo dobrze, kuleje druga. Bycie Higuitą jest niezwykle ciężkie. Jest jednak jedna niezwykle ważna rzecz, którą młodzi muszą się nauczyć i odrobić lekcję - to kierowanie grą obronną. Jak to ja sobie powtarzam - jak ustawisz obrońców, tyle sytuacji będziesz miał. Wystarczy krótki komunikat do obrońcy, aby on przeciął podanie i zamiast niebezpiecznej sytuacji dla przeciwnika, drużyna może wyjść z kontratakiem. 

 

Były jakieś sygnały z klubów Futsal Ekstraklasy, które podpytywały Cię o to z myślą, że dołączysz do ich klubu? 

 

Tak, sygnały są cały czas, zarówno przed kontuzją, w trakcie, jak i teraz. Jednak dla mnie najważniejsze to wrócić do pełni sił i wtedy podjąć decyzję co dalej zrobić ze swoją futsalową przygodą. 

 

Maciej Foltyn i futsal - w jakiej roli w przyszłości widzisz się? Trenera, trenera bramkarzy, dyrektora sportowego, trenera młodzieży? 

 

W każdej z tych ról dałbym radę, ale wiem, że muszę wybrać dla siebie jedną ścieżkę i jej się trzymać. Życie pisze różne scenariusze i podsyła nam naprawdę zaskakujące rozwiązania, dlatego nie zamykam się na żadną z tych opcji.

 

Co aktualnie w życiu prywatnym jak i tym futsalowym porabiasz? 

 

Aktualnie kończę kurs trenerski UEFA Futsal B oraz mocno zaangażowałem się w projekt Ekstraklasy Futsalu Bez Barier, a także Sekcji Bez Barier WKS Śląsk Futsal Wrocław, dlatego zobaczymy, co czas przyniesie. W życiu prywatnym wszystko dobrze. Dzieci rosną, absorbując każdą moją wolną chwilę, stąd ciężko znaleźć czas na swoją pasję. Mimo wszystko nie oddałbym tych chwil spędzonych z nimi za nic, a może dzięki temu zobaczą jak ważną rolę w życiu człowieka sprawuje pasja.


Fot. Jarosław Frąckowiak