Futsal jest motorem napędowym w moim życiu

09.11.22Utworzono
/uploads/assets/4582/314986872_534911294716697_3048097663310482175_n.jpg
Sebastian Pietrzykowski jest przy drużynie GI Malepszy Arth Soft Leszno od czterech lat. Pełni rolę kierownika drużyny, czyli funkcję, o której dużo się nie mówi, ale jest bardzo istotna i ważna dla zespołu. To także dobrze kojarzona twarz drużyny nie tylko przez kibiców z Wielkopolski. Zapraszamy na rozmowę o obowiązkach, zadaniach kierownika i futsalowych przeżyciach oraz o tym dlaczego Sebastian na moment musi odłożyć swoją futsalową pasję.

Zacznijmy od tego jak trafiłeś do klubu z Leszna?

Grałem amatorsko w piłkę nożną oraz w lokalnej lidze halowej w Lesznie. Wówczas Paweł Mrozkowiak, mój przyjaciel, zaproponował mi w sezonie 2017/18 pomoc w klubie w charakterze kierowcy. Była wtedy taka potrzeba, bo brakowało osoby na wyjazdy w I lidze. Przez pół roku taką rolę właśnie spełniałem. Po tym okresie, w przerwie między sezonami, Paweł zaproponował mi funkcję kierownika drużyny. Wiedziałem wtedy, że do klubu przyjdzie nowy trener - Tomasz Trznadel. Przyjąłem tę propozycję, już wtedy wiedziałem, że jestem chory, ale nowe obowiązki pozwalały mi o tym nie myśleć. Tak właśnie zaczęła się moja praca w futsalu. Sprawdziłem się w I lidze, a następnie w sezonie 2018/19 wywalczyliśmy jako drużyna awans do Futsal Ekstraklasy.

Prywatnie czym się zajmujesz poza futsalowym życiem?

Od kilkunastu lat jestem kierowcą zawodowym międzynarodowym. Obecnie wykonuję tę pracę na terenie Leszna i okolic, ponieważ zmusiła mnie do tego sytuacja zdrowotna.

To właśnie z powodu twoich problemów zdrowotnych musisz poddać się operacji?

Tak, jest to zdiagnozowana i udokumentowana choroba parkinsona w 2015 roku. Operacja, do której jestem przygotowywany i na którą czekałem dwa lata odbędzie się w Bydgoszczy. Jest to wszczepienie stymulatora mózgu (DBS). Po operacji będę przebywał w szpitalu na obserwacji około dwóch tygodni. Mam nadzieję, że jest to przełom w mojej chorobie, bo bardzo chcę wrócić do stanu sprzed diagnozy. A to w dzisiejszych czasach jest jedyną szansą na normalne funkcjonowanie w życiu codziennym - obecnie jest to jedyne wyjście. 

Jak choroba parkinsona wpływa na twoje funkcjonowanie w życiu codziennym?

Na początku choroby wstydziłem się jej. Byłem pytany przez inne osoby co się dzieje. Objawami choroby są na przykład sztywność części ciała. Skutkiem tego jest zniekształcenie mowy, przez co ciężko mnie zrozumieć, albo usztywnienie nogi, a wtedy muszę ciągnąć nogę za sobą jakbym miał lekki paraliż. W tej dolegliwości pojawiają się także takie ruchy, nad którymi nie panuję. Pierwszymi objawami była drżąca ręka. Na początku myślałem, że było to od niewyspania. Później te dolegliwości się pogłębiały. Przez to przeszedłem badania u kilku lekarzy, którzy postawili diagnozę, że to właśnie choroba Parkinsona. Bardzo ważny jest dla mnie dobry sen i wysypianie się. Podczas tej choroby regeneracja mózgu ma ogromne znaczenie. Stosując leki muszę pilnować konkretnych godzin i całego harmonogramu dnia.

Czy po operacji będziesz mógł wrócić od razu do swoich obowiązków zawodowych i sportowych? 

Na pewno do końca roku będę przechodził rekonwalescencję. Opinie pacjentów po przejściu operacji są różne. Niektórym osobom bardzo pomaga, a niektórym trochę mniej. Jednak są to tylko pozytywne opinie i to jest budujące.

Podczas rozgrywanych meczów jesteś na ławce rezerwowych, jak do nich podchodzisz?

Jestem bardzo emocjonalny podczas meczów. Wiadomo, że bycie blisko parkietu i zawodników pozytywnie nakręca. Sami zawodnicy pojawiają się na boisku i mogą wyładować te emocje i adrenalinę, a reszta osób funkcyjnych na ławce raczej zawsze reaguje emocjonalnie, bo żyje tym meczem. Uważam, że i tak jako kierownik tylko raz podczas pełnienia tej roli nie utrzymałem emocji. Wówczas w Pniewach otrzymałem czerwoną kartkę. Przeżywam każdy mecz z uwagi na to, bo traktuje zespół jak drugą rodzinę. Powierzona przez Pawła funkcja kierownika bardzo mnie pochłonęła. Obiecałem sobie wtedy, że będę spełniał tę rolę najlepiej jak tylko potrafię. Obecnie po kilku sezonach w środowisku futsalowym jestem już tak tym przesiąknięty, że nie wyobrażam sobie życia bez tego.

W naszym otoczeniu jest na pewno wiele osób, które zmagają się z rozmaitymi schorzeniami czy chorobami. Co możesz powiedzieć osobom w podobnej sytuacji do twojej? 

Podczas jednej z rozmów, powiedział mi to prof. dr Andrzej Friedman z Warszawy, który jest jednym z najlepszych specjalistów w dziedzinie choroby parkinsona: Panie Sebastianie - ma pan żyć normalnie, pracować i działać, bo w chwili, kiedy Pan usiądzie w fotelu, to choroba zaatakuje i przygniecie psychnicznie ze zdwojoną siłą. W trakcie meczów oczywiście denerwuję się, ale to są pozytywne emocje w kontekście drużyny. Dlatego na pewno trzeba swoje skupienie przenieść daleko od choroby, aby nie myśleć o niej cały czas. Na przykładzie mojej sytuacji chciałbym przekazać innym osobom, aby myślały pozytywnie, realizowały swoje marzenia oraz nie poddawały się chorobie.

Kilka sezonów za tobą jako kierownik, która sytuacja futsalowa zapadła Ci najbardziej w pamięci?

Najbardziej utkwiła mi w pamięci sytuacja z Damianem Drewnowskim. Był to moment w którym nasza drużyna była w I lidze. Jedno z ostatnich spotkań w sezonie, które decydowało o awansie do Futsal Ekstraklasy. Przed tym meczem widziałem, że jesteśmy w trochę słabszej dyspozycji. Nie idzie tak, jakbyśmy tego chcieli. Wygrywaliśmy te wcześniejsze spotkania, ale było to na styku. Napisałem wtedy do Damiana, który już nie grał z nami, bo zmagał się już z chorobą. Zapytałem go czy mógłby nagrać krótki filmik dla drużyny. Chciałem zmotywować tym chłopaków. Oczywiście wcześniej konsultowałem to z trenerem, bo jasnym jest, że to Tomek jest dyrygentem tej orkiestry i nie chciałem robić tego bez jego wiedzy. Pokazałem nagranie Damiana przed meczem naszej drużynie… Zawodnicy byli w ciężkim szoku. Wtedy nie byłem pewny przed meczem czy podziała to pozytywnie, czy negatywnie. Zdecydowanie podziałało motywująco, bo widziałem ich ogromne zaangażowanie i ambicję na boisku. Wygraliśmy ten bardzo ważny mecz, a po nim byłem dumny, że przyczyniłem się w taki sposób do zwycięstwa drużyny. Dzięki temu zrobiliśmy bardzo ważny krok do awansu, który potem przypieczętowaliśmy. To był zdecydowanie najważniejszy dla mnie moment w czasie, gdy jestem kierownikiem drużny.

Często kierownika określa się jako łącznika pomiędzy trenerem a zawodnikami. Odpowiadacie za organizację wielu spraw wokół drużyny.

Myślę, że można jeszcze dodać do tego łącznika drużny z zarządem. Moim zdaniem jest to, aby zawodnicy i trener mogli skupiać się na grze i nie musieli zaprzątać sobie głowy sprawami organizacyjnymi. Trzeba być gotowym na różne sytuacje, które należy rozwiązać, jak zwyczajny brak pary getrów. Nie potrafię mówić tak o sobie… Wydaje mi się, że swoją pracą przez ostatnie sezony zapracowałem sobie na szacunek i poczucie, że zawodnicy traktują mnie jak swojaka. Wiedzą o tym, że mogą mi powiedzieć coś w szatni i jeśli to nie ma poza nią wyjść, to nie wyjdzie. Dla mnie jest też dużym szokiem fakt, że trener liczy się z moim zdaniem. Nigdy nie byłem zawodowcem, a amatorskie granie nie obliguje mnie do tego, żebym mógł wypowiadać się na temat jego pracy czy dyspozycji drużyny.

Lecz sama rozmowa z trenerem, gdy zapyta mnie - jak w mojej ocenie prezentuje się forma zawodnika jest dla mnie docenieniem. Zdarza się bardzo często, że mamy podobne zdanie z trenerem. Daje mi to osobiście też bardzo duże poczucie, że jestem w tej drużynie. Nawet mówi się w naszym środowisku - zawodnicy i trenerzy zmieniają się w klubach, a kierownik jest ten sam i musi dostosować się do każdej sytuacji. Wydaje mi się, że funkcja jaką sprawuję jest na tyle odpowiedzialna, że pewne rzeczy robię odruchowo. Przed meczem współpracuje z organizatorami, sędziami czy telewizją. Gdy jesteśmy gospodarzami, to dochodzi do tego kilka rzeczy, które też są po mojej stronie, na przykład przygotowanie pomieszczenia dla składu sędziowskiego czy też napoi dla gości. Wszystko musi wtedy grać jak w zegarku, abym mógł być po całym dniu zadowolony z wykonanej pracy.

Na zakończenie - futsal jest twoją największa pasją?

Najgorsze jest to, że w pewnym procencie moja rodzina na tym cierpi, z uwagi na to, że przez większość roku nie ma mnie w weekend w domu, bo prawie co tydzień mecz. Dodatkowo jestem jeszcze na każdym treningu drużyny, więc cztery razy w tygodniu również popołudniami. Na szczęście moja rodzina, żona wkręcili się w ten sport, a córki to już kochają futsal. Uważam, że w małżeństwie też potrzebna jest taka, nazwijmy to odskocznia - oczywiście z pełnym wzajemnym zaufaniem. Moją z kilku powód jest właśnie futsal. Grałem w piłkę nożną, a nie mogłem zawodowo uprawiać tego sportu, który przy okazji jest bardzo widowiskowy. Futsal pozwala mi także nie myśleć o moich dolegliwościach. Mam nadzieję, że na tyle wyrobiłem sobie dobrą opinię i będę mógł wrócić do drużny, bo innego scenariusza sobie nie wyobrażam. Futsal jest moim motorem napędowym w życiu. Nie umniejszając mojej rodzinie, bo żonę i córki kocham najmocniej, to drużyna GI Malepszy Arth Soft Leszno jest moją druga rodziną. 


Fot. Czarny Productions