Korczyński: Gdybym powiedział, że strzelimy siedem bramek, musiałbym się zastanowić czy mi się coś nie pomyliło

08.03.23Utworzono
/uploads/assets/4867/REMIS.jpg
Najważniejszy mecz z dotychczas rozegranych w eliminacjach do mistrzostw świata za nami. Polska wygrała z Azerbejdżanem aż 7:2, a pięć bramek strzelił niesamowity tego dnia Mikołaj Zastawnik. Co zaś po meczu mówił selekcjoner kadry Błażej Korczyński? Poza oceną spotkania zapytaliśmy także m.in. o komentarz do lokalizacji rozgrywanych spotkań oraz o powód braku transmisji meczu z Ukrainą.

Reprezentacja Polski w meczu zamykającym fazę Main Round eliminacji mistrzostw świata wygrała 7:2 z Azerbejdżanem, dzięki czemu awansowała do dalszej fazy z pierwszego miejsca w grupie. Jak to spotkanie ocenił selekcjoner polskiej kadry, Błażej Korczyński?

- Jest radość. Byliśmy niejednokrotnie blisko wygrania z drużynami z tego ścisłego topu i dzisiaj w końcu jest zwycięstwo, a na dodatek tak okazałe. Był to dobry mecz, jeśli chodzi o spełnianie założeń pod względem pracy całego zespołu w obronie. Nie popełniliśmy zbyt wielu błędów, choć oczywiście zawsze można się do czegoś przyczepić, że np. nie prowadziliśmy gry, ale to chyba nie jest nam dane. Graliśmy kilka dni temu z Ukrainą, gdzie staraliśmy się ją kreować, ale kosztem tego traciliśmy koncentrację w obronie. Kiedy zaś jesteśmy skupieni na obronie, to te indywidualności robią nam w odpowiednich momentach różnicę, tak jak dzisiaj Mikołaj Zastawnik, czy w meczu z Czechami Sebastian Leszczak. Dziś na odprawie powiedziałem: Jeżeli zapracujecie jako zespół kolektywnie, to gwiazdy i tak się pokażą. A jeżeli gwiazdy będą chciały się pokazać od razu i nie będziemy zespołem, to polegniemy.

W oczy po meczu szczególnie rzucał się jego wynik. Rezultatu 7:2 nie spodziewał się prawdopodobnie nikt, a większość osób zapewne w ciemno brała jakąkolwiek wygraną, która dawała nam bezpośredni awans z drugiego miejsca.

- Mamy przykład z weekendu, gdzie Liverpool wygrywa 7:0. Czy ktoś się spodziewał? No nie. Czy my chcieliśmy dziś wygrać z Azerbejdżanem? Tak. A czy spodziewałem się takiego rezultatu? Ciężko o to z drużyną z czołówki rankingu europejskiego. Do tego z Azerami przyjechało siedmiu Brazylijczyków, więc gdybym powiedział, że strzelimy siedem bramek, to sam musiałbym się zastanowić czy dobrze mówię i czy mi się coś nie pomyliło. Wychodzi się na boisko, aby wygrywać i myślę, że trzecia oraz czwarta bramka odebrała rywalom wiarę.

W grze biało-czerwonych szczególnie imponować mogła chęć zdobywania kolejnych bramek – między pierwszym i drugim oraz trzecim i czwartym trafieniem odstępy sięgały zaledwie kilkudziesięciu sekund.

- Jest taki moment w meczu, moment dekoncentracji, w którym zespół chce szybko odrobić straty, więc dobrze jest wtedy doskoczyć i spróbować zaatakować rywala, ale to co się planuje, a to co wychodzi w życiu, to w dziesięciu meczach moglibyśmy chcieć tak zrobić i by nie wyszło, a dziś się udało. Nie było tak, że powiedziałem chłopakom, aby to zrobili, oni to zrobili, a ja jestem geniuszem. Nie. Chcielibyśmy tak dobijać rywala, bo to jest łatwe – bramka po bramce, moment dekoncentracji. Dobrze natomiast, że my się nie załamaliśmy po bramce na 2:1, tylko od razu odpowiedzieliśmy trafieniem na 3:1, więc można powiedzieć, że byliśmy dziś takim rasowym bokserem.

Korczyński wspomniał również o dużej intensywności w grze przez całe spotkanie, a więc tym czego zabrakło chociażby w pierwszym meczu z Azerbejdżanem.

- W Europie mówią o nas, że jesteśmy nieprzyjemnym rywalem, który gra fizycznie, wywiera presję, ale tak właśnie jest. Dlatego później dokładamy dziesiątego, jedenastego, dwunastego zawodnika, aby utrzymać tempo i nie trzymać zawodników, którym teoretycznie idzie dobrze, ale potem w trakcie analizy wideo okazuje się, że tu zabrakło metra, a tam dwóch - świeży zawodnik, który nie jest zmęczony podejmie nieco lepszą decyzję. Są zatem takie momenty, w których przełamujemy skład innymi graczami – dziś zagrało jedenastu z pola, ale taki jest nasz cel, aby utrzymać tempo w całym meczu. Podobnie było w Baku, tylko tam ze względu na kontuzje i inne okoliczności związane z wylotem pojechaliśmy w dziesiątkę. Mieliśmy dwóch absolutnych debiutantów, którzy nie weszli na boisko, graliśmy w ósemkę, rzuciliśmy takie tempo i choć Azerowie go nie wytrzymali, to my również. Dziś mieliśmy trzy zmiany dodatkowe i myślę, że też brak dalekiej podróży spowodował, że fizycznie lepiej wyglądaliśmy.

Nie mogło zabraknąć również tematu hali w Koszalinie, w której Polacy wygrali już drugi bardzo ważny mecz.

- Hala w Koszalinie jest bardzo sentymentalna. To tutaj awansowałem jeszcze jako asystent Andrzeja Biangi na Mistrzostwa Europy, dzisiaj znowu zwycięstwo, wcześniej wygrana z Białorusią 6:0. Dobrze się tu czujemy, choć mamy kawałek drogi. Ja jestem ze Śląska, część zawodników również z południa czy z Lubawy, ale to nie moja decyzja. To Polski Związek Piłki Nożnej wyznacza miejsca, w których gramy te mecze, natomiast, gdy pada taka propozycja, to na nią przystaję, ponieważ w Koszalinie dobrze się czujemy stał się on trochę naszym domem.

Minusem może być jedynie lokalizacja samego miasta, odległa dla wielu kibiców, choć selekcjoner polskiej kadry trafnie odpowiada, wspominając wcześniejsze spotkania, które zostały rozegrane w większych miastach, odnosząc się jednocześnie dlaczego w trakcie pandemii mecze były rozgrywane w dużych obiektach.

- W dużych aglomeracjach trudno jest zapełnić halę. Graliśmy z Brazylią w Bydgoszczy i było 800 osób, a gdy przyjeżdża taki rywal to powinno być 5-6 tysięcy osób. Przyjeżdżają do nas natomiast Azerowie i mamy pełną halę w Koszalinie. Wolę zatem grać tutaj przy pełnej hali, niż gdzieś indziej przy kilkuset osobach. W pandemii było trochę łatwiej wydzielić strefy wolnej przestrzeni, wyznaczyć odpowiednio duże ławki rezerwowych i takie rzeczy bardziej obligowały wielkość hali. Mamy szesnaście wojewódzkich związków piłki nożnej i każdy chce gościć u siebie reprezentację. Musimy być dla ludzi, a nie tylko zamknąć w hotelu, zagrać mecz i od razu zejść z boiska. Jeżeli oddalimy się od ludzi, to nie ściągniemy ich na halę, a nic nie rozpędzi dyscypliny tak jak reprezentacja. Naszym obowiązkiem wręcz jest zostać po meczu, podejść do ludzi, przybić piątki, zrobić zdjęcia, bo od tego też jesteśmy.

A co z brakiem transmisji meczu z Ukrainą? Czy była to przedmeczowa zagrywka, aby utrudnić analizę naszej gry Azerom?

- Te dwa mecze były całkowicie różne i wiedziałem, że Ukraina zagra zupełnie inaczej niż Azerbejdżan. To nie jest ten sam styl. Bardziej zależało mi tu, abyśmy weszli na europejskie tempo gry i przeskoczyli z tego ligowego, co widać później po zmianach – ile zawodnicy grają tu, a ile w lidze. Natomiast też jeśli obiekt nie do końca spełniał warunki transmisji – były reklamy marek, które nie należą do grona partnerów PZPN, a nie dało się ich usunąć, to też nie dziwie się, że związek nie pozwolił na transmisję spotkania i reklamę firm niepowiązanych z nim. Nie doszukiwałbym się zatem zamykania meczu, bo też kibice mogli wejść i zobaczyć mecz w hali. Były to jedynie względy organizacyjne, a nie jakaś ucieczka przed Azerami. Zresztą my mamy ich ostatnie piętnaście spotkań, oni mają nasze, więc co tu można ukryć. Ja nagle siedmiu Polaków nie wymyślę do gry, których oni nie znają.


Fot. Łączy nas piłka