Odrabianie strat na wagę zwycięstwa

09.09.23Utworzono
/uploads/assets/5258/369794749_784814180317109_7232768713417625725_n.jpg
Do sobotniego meczu zespoły przystępowały w zmiennych nastrojach. Leszczynianie w końcu wygrali na otwarcie sezonu. Tymczasem Widzew musiał uznać wyższość Piasta Gliwice. Na wyjazdowy mecz 2. Kolejki nie pojechał Jefferson Ortiza, przebywający aktualnie na zgrupowaniu.

W pierwszych minutach nie można było wskazać faworyta, obie drużyny nieśmiało dochodziły do pozycji strzeleckiej, a po jednej obronie na swoim koncie zapisali bramkarze. Z czasem leszczynianie zaczęli wychodzić z coraz to groźniejszymi kontrami.

 

Pierwszy celny atak zadali jednak goście. Sędzia odgwizdał faul, a piłka została ustawiona blisko pola karnego. Okazja ta była doskonała i z rzutu wolnego świetnie uderzył Norbert Dregier. Yevhenii Kozlov mógł odprowadzić piłkę tylko wzrokiem.

 

Trener Tomasz Trznadel zdecydował się początkowo na zastosowanie zagrania taktycznego, w którym Oleksandr Kolesnykov wchodził głównie do wykonywania stałych fragmentów gry. I to właśnie rozegranie piłki z autu dało wyczekiwaną bramkę. Najpierw piłkę przejął Daniel Gallego Garcia, a następnie dobrze odnalazł się Kacper Konopacki. Dla zawodnika to druga bramka w sezonie, a pierwsza przed swoją publicznością.

 

W 14. minucie zawodnicy z Łodzi podwyższyli prowadzenie. Na listę strzelców wpisał się Hugo Freitas. Na tym jednak nie zaprzestali. Precyzyjnie i wręcz książkowo rozgerali stały fragment gry, który dał im trzecią bramkę. Dregier do Kucharskiego, zgubione krycie przez przeciwników i w rezultacie, oko w oko z bramkarzem stanął Kristian Medoń.

 

Do szatni gospodarze schodzili z opuszczonymi głowami, ale również z nadziejami na odwrócenie losów spotkanie. Te szybko zostały zgaszone przez podopiecznych Marcina Stanisławskiego, a dokładnie mówiąc przez strzelca czwartej bramki - Willego May’a.

 

W sobotnim meczu leszczynianie popełniali sporo własnych i często niewymuszonych błędów. Świetny pojedynek pomiędzy słupkami rozgrywał za to Kamil Izbiański.

 

Długo na bramkę kazali czekać gospodarze, ale gdy ta padła to mogła się podobać. Jej autorem, Albert Betowski. Kilka chwil później po raz drugi faulował Willy May i w konsekwencji obejrzał czerwony kartonik. Gospodarze nie zamierzali odpuszczać i wykorzystali fakt większej liczby zawodników na parkiecie. Bramkę kontaktową zdobył Oleksandr Kolesnykov.

 

O ile głowy leszczynian były spuszczone na początku drugiej połowy, o tyle w końcówce meczu były podniesione już bardzo wysoko. Do wyrównania doprowadził Serhii Malyshko i mecz jakby rozpoczął się na nowo.

 

Mecz w Poniecu obfitował w emocje. W zaledwie kilka sekund sędzia pokazał dwie czerwone kartki. Do szatni zejść musieli zarówno Miłosz Krzempek, jak i trener Marcin Stanisławski. Co więcej, ostatnie 100 sekund gospodarze grali w przewadze, a przyjezdni mieli na swoim koncie już pięć przewinień. Takiej okazji się nie marnuje, najpierw Kacper Konopacki wyprowadził swój zespół na prowadzenie, żeby następnie Rajmund Siecla trafił do pustej bramki po wyprowadzeniu bramkarza.

 

Próbował jeszcze Kamil Kucharski, zdobywając gola kontaktowego, ale ostateczny wynik ustanowił Rajmund Siecla, ponownie trafiając do pustej bramki.


GI MALEPSZY ARTH SOFT LESZNO – WIDZEW ŁÓDŹ 7:5 (1:3)

Bramki: Kacper Konopacki 12, 39 Albert Betowski 32, Oleksandr Kolesnykov 35, Serhii Malyshko 36, Rajmund Siecla 39, 40 - Norbert Dregier 7, Hugo Freitas 14, Kristian Medoń 16, Willy May 24, Kamil Kucharski 40


Fot. Mariusz Matkowski Photography