Zaczęło się od turnieju dzikich drużyn

06.11.22Utworzono
/uploads/assets/4577/uid_70c1a719f87bf34b80a582878d62df841667322479751_width_1200_play_0_pos_0_gs_0_height_678_piotr-werner-fot-getty-images.jpg
Dokładnie 28 lat temu w trakcie posiedzenia komisji PZPN ds. piłki nożnej pięcioosobowej w Kielcach przed meczem z reprezentacją Włoch podjęta została uchwała o powołaniu Polskiej Ligi Halowej Piłki Nożnej Pięcioosobowej, a więc dzisiejszej Futsal Ekstraklasy. Jedną z głównych postaci, która miała spory udział w jej powstaniu był niedawno zmarły Piotr Werner. Początki powstawania futsalu w Polsce, a także samego Piotra Wernera wspominamy z Romanem Sowińskim i Tomaszem Porwetem, dwójką z grupy ośmiu współzałożycieli ligi.

Dokładnie 28 lat temu powstała dzisiejsza Futsal Ekstraklasa. Jedną z najważniejszych osób w jej powstaniu był niedawno zmarły Piotr Werner, który w swojej bogatej karierze był m.in. sędzią międzynarodowym piłki nożnej. Jak znalazł się zatem przy futsalu?

- Szczerze powiedziawszy wszyscy futsaliści wtedy wywodzili się z dużego boiska. Podejrzewam, że Piotra futsalem zafascynował Jerzy Wojewódzki – postać nieodżałowana, która wiele zrobiła dla gliwickiego futsalu. Ja też zostałem wciągnięty w to w takim późnym wieku. Wcześniej grałem wyczynowo w tenisa, pojechałem do Włoch i tam zaszczepili we mnie chęć do piłki. W futsal zacząłem zatem grać w wieku 32 lat i grałem tam w 4. lidze, 3. lidze oraz Serie B – mówi Tomasz Porwet, jeden ze współzałożycieli pierwszych rozgrywek, a dziś selekcjoner reprezentacji Polski oldboyów.

Początków powstania dzisiejszej Futsal Ekstraklasy należy doszukiwać się jeszcze w latach 80. w Gliwicach, gdzie wszystko zaczęło się od jednego turnieju.

- Był 1983 rok, gdy Piotr Werner wraz z Jerzym Wojewódzkim zorganizowali turniej dzikich drużyn, w którym grało się na asfaltowych boiskach. I byli w szoku, bo zgłosiło się z tego co wiem 114 zespołów! Jakoś udało im się ten turniej upchnąć, aby wszyscy zagrali, ale stwierdzili, że ten potencjał trzeba jakoś wykorzystać i to był zaczątek ligi środowiskowej w Gliwicach – rozpoczyna Roman Sowiński, były selekcjoner reprezentacji Polski. - Po latach powstało zaś Polskie Towarzystwo Piłki Nożnej Pięcioosobowej, którego prezesem został Piotr Werner, wiceprezesem Michał Listkiewicz, a ja chyba drugim wiceprezesem. I pod tą egidą później powstała właśnie Polska Liga Halowa.

- Podwalinami struktur futsalu było założenie Polskiego Towarzystwa Piłki Nożnej Pięcioosobowej w Warszawie. Była to jednak troszeczkę fikcja, bowiem chodziło jedynie o Mistrzostwa Świata w Hongkongu, a że później nie miał tego kto prowadzić, to panowie Michał Listkiewicz i Kazimierz Górski przekazali to Piotrowi Wernerowi – wtóruje mu Porwet.

Jak zatem powstała Polska Liga Halowa? Jednym ze współzałożycieli był m.in. Józef Gołębiowski z SUW-TOR Łódź.

- To były lata 90., ci biznesmeni byli nowi, wychodzili tak po tym odrodzeniu, a Józek zajmował się wtedy rozbiórką wszelkich dóbr kolei. Miał drużynę SUW-TOR Łódź i dzwonił do mnie, abyśmy zorganizowali ligę polską. Dla mnie to było wtedy czyste amatorstwo lig środowiskowych, te drużyny się jakoś dziwnie nazywały, więc myślałem tak, że po co jakaś liga z drużyną „Dzikich Węży”. Od słowa do słowa spotkaliśmy się jednak na turnieju w Łodzi, gdzie ja pojechałem ze swoją drużyną – Promontem Kielce i dogadaliśmy się, że możemy coś takiego zorganizować. Jesienią spotkaliśmy się zatem z przedstawicielami chętnych drużyn dołączenia do ligi. W międzyczasie zaproponowano mi również organizację dwumeczu Polska – Włochy w Busko-Zdroju i Kielcach i kiedy dograna została w końcu organizacja ligi, to 6 listopada 1994 roku w Kielcach, przed drugim spotkaniem z Włochami powołaliśmy ligę polską. Józek Gołębiowski (SUW-TOR Łódź) był przewodniczącym, ja (Promont Kielce) byłem jego zastępcą, a poza tym do założycieli należeli także Lesław Rozbaczyło z Teamu Legnica, Krystian Bomba z Jardu Gliwice, Roman Sowiński z P.A. Nova Gliwice, Piotr Piechówka reprezentujący Lipnik Rekord Bielsko-Biała, Leszek Płaska z Centrum Bielsko-Biała i Krzysztof Lehnort z Energetyka Jaworzno – wymienia Tomasz Porwet.

I choć były to dopiero początki, to nie były one zupełnie amatorskie.

- Grając wcześniej we Włoszech widziałem jak to wygląda i wydaje mi się, że udało mi się trochę tego przenieść do nas. Nie było to takie czyste amatorstwo. W Jardzie Gliwice zawodnicy dostawali niezłe pieniądze za grę w lidze, u Romana Sowińskiego w P.A. Nova też chyba nie było źle, w Jaworznie klub znajdował się przy elektrowni, więc oni też coś za to mieli. Większość klubów była oparta o firmy i wszystkie koszty ponosili sponsorzy. Sędziwie, którymi zajmował się Zbigniew Szatkowski, też wiele nie kosztowali, a sędziowali na bardzo wysokim poziomie – Zbyszek Kosmala czy Paweł Kiszka, który organizował futsalową ligę w Opolu, ot byli bardzo dobrzy arbitrzy – wspomina Porwet.

Wygranie Polskiej Ligi Halowej nie równało się jednak z wygraniem mistrzostwa Polski, a przynajmniej nie od razu.

- Były ligi środowiskowe, jak liga opolska, łódzka i mistrzostwa Polski odbywały się na zasadzie, że grali tam mistrzowie ośrodków. W Lidze Polskiej skrzyknęło się na początku osiem klubów, które stać było na to, aby jechać np. do Łodzi, Kielc, Legnicy czy do Bielska-Białej. Jechało się wtedy do gospodarza grało jedno spotkanie, była przerwa na np. mecz pokazowy i za godzinę grało się kolejne spotkanie. Pierwszym mistrzem została P.A. Nova Gliwice, ale to co trzeba powiedzieć, to to, że wygranie Polskiej Ligi Halowej nie równało się wtedy z mistrzostwem Polski. Cały czas trwały bowiem mistrzostwa drużyn środowiskowych. Dopiero po dwóch latach, kiedy nie było to już takie „szkieletowe”, że było tylko osiem zespołów, ale przybywało ich więcej, to był chyba 1997 rok, kiedy zaczęto przyznawać mistrzostwo Polski za zwycięstwo w Polskiej Lidze Halowej – opowiada Sowiński.

Pierwszy zakończony sezon był dużym sukcesem. Liga mogła kontynuować swoje rozgrywki, a chętnych drużyn było coraz więcej. Wspomniane rozgrywanie dwóch meczów jednego dnia trwało natomiast przez pierwsze dwa sezony. Pomysłodawcą tego był Piotr Werner.

- Po pierwszym sezonie baliśmy się, że zgłosi się zbyt wiele drużyn do kolejnych rozgrywek, a nie chcieliśmy tworzyć od razu drugiej ligi, bo to nie miałoby sensu w tych pierwszych latach. Pomysł z rozgrywaniem dwóch spotkań należał zaś do Piotra Wernera. Mówił tak: Drużyna ma przejechać 500 kilometrów i rozegrać tylko jedno spotkanie? Doszliśmy zatem do wniosku, że będziemy grać dwa mecze po dwadzieścia minut bez zatrzymywania czasu – wspomina Porwet.

Jak zatem nasi rozmówcy wspominają samego Piotra Wernera? Jedno określenie, jakie pada w obu wypowiedziach, to „Lew salonowy”.

- Była to postać charyzmatyczna, często pełnił funkcje reprezentacyjne. Ja byłem jego taką prawą ręką do roboty, natomiast on świetnie się poruszał na salonach. Wszystkie drzwi miał szeroko otwarte i to nie tylko w PZPN-ie, ale również za granicą. I to nawet w tej chwili, gdy jestem na jakimś meczu międzynarodowym i jest na nim delegat UEFA, który pamięta jeszcze tamte lata, to w trakcie rozmowy z nim, w trzecim-piątym zdaniu on się mnie pyta co słychać u Piotra, bo jego wszyscy znali, lubili i doskonale go pamiętają. Był to taki lew salonowy – opisuje Roman Sowiński.

- To był lew salonowy. On był starszy ode mnie o przeszło dziesięć lat, a i tak młode dziewczyny potrafiły się za nim oglądać. Fajny chłop, który potrafił opanować sytuacje kryzysowe, potrafił doradzić – mówi z uśmiechem Tomasz Porwet.

Piotr Werner zmarł 30 października w wieku 73 lat. Pochowany został 3 listopada na cmentarzu parafialnym w Starych Łabędach.