1 listopada - Pamiętamy

31.10.22Utworzono
/uploads/assets/4565/313024107_847557529587150_1383491277607591369_n.png
Początek listopada to czas refleksji. Wspominamy tych, którzy już odeszli.

Odwiedzamy groby zmarłych z naszych rodzin i grona przyjaciół. Ten artykuł poświęcamy osobom z futsalowego środowiska. Tych których z nami już nie ma, ale z pewnością pozostaną w naszej pamięci. 

 

Marcin Pułaczewski Oficer prasowy FC Toruń tak wspomina, zm. twórcę FC Toruń - Marka Wiśniewskiego: 

 

- Marek Wiśniewski to ikona toruńskiego futsalu i legenda naszego Klubu. Z dyscypliną, którą pokochał z wielką wzajemnością był związany przez ponad 20 lat swojego życia. To między innymi dzięki Jego uporowi, konsekwencji i ciężkiej pracy powstał Football Club Toruń. Marek to nieodżałowana postać pełna charyzmy i tytan ciężkiej pracy. Marek jest z nami obecny cały czas. Jego osobę wspominamy do dzisiaj;  w luźnych rozmowach, wspominając poszczególne mecze, czy historie związane z naszym Klubem.  

 

„Wiśnia” był życzliwy oraz niezwykle empatyczny. Był doskonale zorganizowany i zawsze chętny do pomocy. Mogliśmy liczyć na Jego dobre słowo, czy szybkie rozwiązanie problemów w sytuacji kryzysowej. Był osobą niezwykle lubianą i szanowaną. Zawsze uśmiechnięty, ale także bardzo wymagający wobec siebie samego i innych. Można było zadzwonić do Marka o każdej porze dnia i nocy. Z reguły słyszeliśmy w słuchawce: „Spokojnie, damy radę. Ogarniemy to. Nie martw się”. W dniu meczu pojawiał się w hali jako pierwszy, wychodził jako jeden z ostatnich. Do dzisiaj brakuje nam Jego osoby, która przy wejściu na halę, z uśmiechem, ale i zegarkiem w ręku jakby czekała na  zawodników, czy  inne osoby ze sztabu witając każdego po kolei. 

 

Już kolejny sezon z rzędu na oficjalnych koszulkach meczowych FC Toruń znajdują się inicjały Marka i numer 6, z którym występował na boisku. #MW6  Jego imię i nazwisko skandują toruńscy Kibice, a piłkarze i działacze w rocznicę jego śmierci co roku odwiedzają grób na jednym z toruńskich cmentarzy. Podobnie jest 1 listopada w dniu Wszystkich Świętych. 

 

Postać zm. prezesa i działacza Grzegorza Lachowicza przypomniał manager zespołu Dreman Opole Komprachcice Karol Jurkiewicz: 

 

- Z Grzegorzem miałem przyjemność współpracować przy współtworzeniu opolskiego futsalu przez niespełna 10 lat. Z czasem ta współpraca przerodziła się w przyjaźń. Osiągnęliśmy upragniony cel - awans do Futsal Ekstraklasy i gdy wydawało się, że w niedługim czasie, wspólnie będziemy mogli cieszyć się z pierwszych sukcesów w krajowej elicie,  spadł na nas niespodziewany cios. 

 

Grzegorz był człowiekiem - instytucją, działaczem z krwi i kości. Potrafił zarażać swoją pasją, jednoczyć lokalne środowisko futsalu, skupiać wokół siebie ludzi dążących do celu, jakim niewątpliwie była i wciąż jest budowa silnego ośrodka „halówki” w województwie opolskim. Pomimo ogromnej straty, projektem, któremu Grzegorz poświęcił wiele lat swojego życia, wiele wyrzeczeń i mnóstwo zaangażowania, ma się bardzo dobrze. „Mały klub - wielka pasja” - tak zwykł mawiać. Ta maksyma wciąż przyświeca temu co wspólnie robimy. 


 

Zdzisław Wolny prezes Clearexu Chorzów wspomniał o postaci zm. trenera Gotharda Kokotta: 

 

- Gotharda poznałem w wieku piętnastu lat, gdy trafiłem do Rakowa Częstochowa, jako adept do drużyny trampkarzy. Właśnie On był tam trenerem. W czasie swojej pracy w  klubie z Jasnej Góry odniósł sukcesy jako trener grup młodzieżowych później wielokrotnie pełnił funkcję trenera pierwszej drużyny piłkarskiej. Następnie gdy trafił do Chorzowa, to mogę  powiedzieć, że tylko dlatego, iż znaliśmy się taki długi okres czasu. To był pierwszy profesjonalny trener futsalowy, który na takim wysokim poziomie potrafił przygotować zespół. Sukces z sezonu 2001/02 ówczesny awans Clearexu do pierwszej historycznej Ligi Mistrzów - fazy finałowej. Była to absolutnie zasługa trenera Kokotta. 

 

Był to człowiek prawy i mający również bardzo dobry kontakt z młodzieżą. Dla mnie mogę określić jak tata. Nie tylko świetny trener, ale też człowiek. Bardzo mi go brakuje. Dużo rozmawialiśmy, gdy już był na emeryturze. Gdy tylko byłem w podróży, to zawsze rozmawialiśmy przez telefon. Nie było trasy bez naszej rozmowy. 

Gdy zawsze dzwonił do mnie, to zawsze rozpoczynał pytaniem „Co tam u nas w Clearexie?” - bardzo utożsamiał się z klubem był po prostu jego częścią. Oczywiście poza rolą samego trenera i osoby zaangażowanej w przygotowanie zespołu później przez długie lata był bardzo dobrym cenzorem i obserwatorem. Potrafił doradzić i podpowiedzieć co zmienić i na jakie elementy gry zwracać uwagę. Zawsze powtarzał: „Jeśli jako drużyna nie stracicie bramki to nie przegracie meczu”. Dbał zawsze o odpowiednią dyscyplinę, bo wiedział, że bez tego aspektu dobry wynik nie będzie możliwy. Mimo, że był już doświadczonym trenerem nie bał się wprowadzać nowości i eksperymentować nad różnymi nowymi rozwiązaniami. 
 

Warto na pewno podkreślić, że była to ważna osoba dla Rakowa Częstochowa. Bardzo ubolewam nad tym, że nie doczekał tych sezonów kiedy ten klub osiąga takie sukcesy. Był autorem kroniki Rakowa na 100-lecie klubu. Szkoda, że nie dożył końca tego sezonu, aby świętować wraz z klubem osiągnięte wyniki i jubileusz. 

 

Chciałbym także, przy tym szczególnym czasie, wspomnieć również zawodników chorzowskiego klubu, których z nami już nie ma. Byli to zawodnicy związani z chorzowskim klubie a niestety już ich z nami nie ma - Krzysztof Jasiński, Piotr Rocki oraz Tomasz Szeja.