Sobota26.04.2025, 16:30
Sobota26.04.2025, 16:30
Sobota26.04.2025, 16:30
Sobota26.04.2025, 19:00
Sobota26.04.2025, 19:00
Sobota26.04.2025, 19:00
Sobota26.04.2025, 19:00
Niemal dokładnie sześć lat temu, w połowie kwietnia 2015 roku, powierzono Ci samodzielne prowadzenie futsalowej ekipy Rekordu, pierwsza Twoja myśl po tamtej decyzji?
- Była taka, że trzeba zakończyć swoją karierę zawodniczą. Wiedziałem jednak, że prędzej czy później, ten moment w końcu kiedyś nastąpi. Może zakładałem, że będzie to mieć miejsce nieco później, ale doceniałem to przed jakim wyzwaniem postawił mnie klub i jakim zaufaniem obdarzył prezes Janusz Szymura. Tym sposobem podjąłem dwie decyzje naraz – o końcu gry w piłkę i podjęciu się „trenerki”, jako pierwszy szkoleniowiec zespołu.
Dziś pewna era dobiega końca, po dwóch brązowych medalach MP, przyszło pięć tytułów mistrzowskich z rzędu, były dwa Puchary Polski, klubowa kolekcja wzbogaciła się o trzy Superpuchary – to przepiękna karta sukcesów…
- Obejmując zespół nawet w najskrytszych snach, marzeniach nie założyłbym, że czeka nas tyle sukcesów. Przy czym uczciwie muszę zaznaczyć, że przejmując prowadzenie zespołu ten pierwszy z brązowych medali był praktycznie pewien i był zasługą głównie Adama Krygera. Natomiast nigdy w życiu nie przypuszczałem, że doświadczę tylu sukcesów w Rekordzie, w tak krótkim czasie. To cieszy, że wpierw przez trzy lata w roli zawodnika, a potem jako trener tyle fajnych zdarzeń miało miejsce. Jasne, wiadomo, że człowiek z natury na ogół nie do końca czuje się spełniony. Chciałoby się na stałe uczestniczyć w fazie Elite Round Ligi Mistrzów, czy nawet wystąpić w Final Four, ale mówiąc realistycznie – to piekielnie trudne w aktualnej dobie naszego i europejskiego futsalu. Niemniej uważam, że dużo udało nam się osiągnąć. Mam nadzieję, że wszyscy w klubie i wokół niego są z naszych sukcesów zadowoleni, ja – tak!
Po wynikach w rozgrywkach Pucharu Polski – poprzedniej i bieżącej edycji oraz tegorocznej Ligi Mistrzów – nie odniosłeś wrażenia, że dotyka Was, konkretnie: Ciebie i zespół, syndrom tzw. zmęczenia materiału?
- Zawsze i wszędzie, a najczęściej w szatni powtarzaliśmy sobie, że trzeba sobie szanować każdy wygrany mecz, ale też wiedzieliśmy, że porażki kiedyś tam nadejdą. To się rzeczywiście nam przydarzyło w dwóch ostatnich edycjach Pucharu Polski. Być może jest coś takiego, jak wzajemne zmęczenie sobą, zawodników mną, a moje zawodnikami? To jednak chyba normalne zjawisko w grupie ludzi. Po sześciu latach wspólnej pracy, trudno tego uniknąć. Ale już nasze wyniki w lidze na to nie wskazują, dotychczas przegraliśmy w niej tylko jeden mecz bieżącego sezonu. Po prostu nasza drużyna podchodzi do swoich obowiązków profesjonalnie, na sto procent wykonuje nakładane zadania i podchodzi do każdego, najbliższego meczu, jako tego najważniejszego. Ale porażka w Pucharze Polski oraz wcześniejsza w Lidze Mistrzów może tworzyć takie wrażenie, że jest coś takiego, jak wzajemne zmęczenie materiału.
Całą rozmowę z Andrzejem Szłapą znajdziesz TUTAJ