Chorzowski szpil

26.09.22Utworzono
/uploads/assets/4452/ADOK9785.jpg
Kulisy polskiego klasyku z perspektywy Chorzowa i Śląska. Przedstawiamy krótki reportaż z meczu Clearex Chorzów – Rekord Bielsko-Biała.

Chorzowiok z Tołzynda

 

Nie trzeba było długo czekać na pierwszego kibica w koszulce Ruchu. Dumny chorzowianin przywędrował na mecz już dziesięć minut przed otwarciem kas, ponad godzinę przed rozpoczęciem spotkania.

 

- Jo z Tołzynda prziszoł - oznajmił z dumą, zmuszając mnie do szybkiego tłumaczenia ze śląskiego na Polski. - Z osiedla Tysiąclecia, no - dodał z uśmiechem, widząc, że cały proces idzie mi dość powolnie.

 

Dumny kibic zaciągnął na Ruch całą swoją rodzinę, a hala jest dosłownie naprzeciwko stadionu przy Cichej. Na Śląsku lubią to, co ważne mieć blisko siebie kilka minut lub maksymalnie godzinę od domu – można w tym czasie przejechać cztery miasta, a każda dzielnica ma osobny klub sportowy i specyficzny klimat. Kibic w średnim wieku nie wyobrażał sobie pewnie przyjść na Clearex ubrany w coś innego niż koszulkę Niebieskich. To, co ważne ma na piersi, przy sercu.

 

Nawet nie pytałem go, kto wygra. Wiadomo, liczył na to, że gospodarze z pozycji underdoga postawią się rywalom. W końcu to nie tylko śląski szpil, ale i polski klasyk. Jest nie tyle presja na wynik, ile na odpowiedni poziom zaangażowania.

 

Nawrat jak Tytoń

 

Nie zmienia to faktu, że presja siadła na głowę Przemysławowi Dewuckiemu, zmarnował karnego przy stanie 0:1 dla Clearexu. Bartłomiej Nawrat najpierw został pouczony o tym, czego nie wolno mu zrobić a potem przeżegnał się, czym przypomniał mi o wyczynie Przemysława Tytonia z meczu przeciwko Grecji na piłkarskim EURO 2012. Wówczas bramkarz obronił, teraz Nawratowi pomógł słupek.

 

Przed meczem rozmawialiśmy ze stewardami o sędziowaniu. Wspominaliśmy serial "Sędziowie", w którym arbitrzy grają na podsłuchu. W nim arbiter Tomasz Kwiatkowski wspominał, że najtrudniejsze do oceny są spotkania, w których jedna z ekip planuje głównie przeszkadzać rywalom w płynnym budowaniu kolejnych akcji w ataku pozycyjnym.

 

Tak było i podczas starcia Clearex - Rekord. Chus Lopez wykorzystał w pełni potencjał techniczny swoich graczy. Clearex nastawiony na grę z kontry i ze stojącej piłki był jednak bardzo groźny i napędzany ambicją kąsał. Remis byłby swego rodzaju sensacją, w końcu w historii rywalizacji obu ekip zdarzył się zaledwie raz. Tym razem lepszy Rekord. Ogółem trudno się było oprzeć wrażeniu, że derby były spotkaniem rozgrywanym w przyjaznej atmosferze lokalnego święta.

 

- Liga Mistrzów? Nawet nie wiedziałem

 

Nie oznacza to broń Boże, że było mało gry w kontakcie, na zwarciu, a dobrze znający się ze sobą zawodnicy odpuszczali. Wręcz przeciwnie. Nie znaczy to też, że jadący trasą Gliwice - Katowice autobus pełen był kibiców. Zdarzył się raptem jeden potencjalny fan futbolu, ale zupełnie nieświadomy tego, że na oldskulowym dresiku ma logo Ligi Mistrzów.

 

Powiedziałem, że jadę na mecz. Nie domyślił się, że chodzi o lokalne święto, starcie dwóch najlepszych ekip w historii polskiego futsalu. A ja wysiadałem akurat tuż pod halą.

 

Poziom Ligi Mistrzów oczywiście to nie był, jednak czuć było w powietrzu historyczną wartość rywalizacji między Rekordem a Clearexem. Gol z woleja Artura Popławskiego spokojnie mógłby trafić do kompilacji najlepszych trafień weekendu z europejskich hal. Dyscyplinę promują jednak nie tylko mecze z kilkunastoma wspaniałymi bramkami, lecz właśnie, takie ugruntowane w lokalnej tradycji starcia, ważne dla części lokalnej społeczności.

 

Oby jak najczęściej chorzowsko-bielskie szpile przyciągały wielu kibiców. Ze Śląska i okolic na trybuny, z pozostałej części Polski przed telewizory i monitory.


Fot. Clearex Chorzów


ZOBACZ SKRÓT CAŁEGO SPOTKANIA