Dla nas każdy mecz to walka o życie...

02.04.19Utworzono
/uploads/assets/1737/34_Pogon04_Bialystok_2019-03-23.JPG
Od kilku lat jest filarem Pogoni 04 Szczecin i niekwestionowanym liderem zespołu. W klubie przeżywał jako zawodnik wzloty i upadki. W 2014 roku świętował zdobycie wicemistrzostwa Polski i regularnie grywał w kadrze narodowej. Dzisiaj broni się przed spadkiem z Futsal Ekstraklasy.

Z kapitanem Portowców, Mateuszem Jakubiakiem rozmawialiśmy na gorąco po przegranym meczu ligowym z Red Dragons Pniewy.


- Wasza pierwsza w tym sezonie passa meczów bez porażki dobiegła końca. Na własnym parkiecie przegrywacie 1:3 z Czerwonymi Smokami z Pniew, które od początku starały się przejąć inicjatywę i długimi momentami prezentowały się lepiej na parkiecie. Rywal była dzisiaj w ogóle w waszym zasięgu?


- Red Dragons przeważali dzisiaj na boisku przez dłuższy okres i często zagrażali naszej bramce. To rywal prowadził grę, dłużej utrzymywał się przy piłce, a my musieliśmy za nią biegać. Wynik nie jest więc przypadkiem, bo dobrze odzwierciedla to, co działo się na parkiecie. Z drugiej jednak strony futsal bywa na tyle przewrotny, że gdybyśmy wykorzystali sytuacje z początku drugiej odsłony to rezultat mógłby być zupełnie inny. Raz trafiliśmy w słupek, innym razem po rzucie rożnym piłka minimalnie poszybowała obok bramki.


- W końcówce pierwszej odsłony wyszliście niespodziewanie na prowadzenie po golu Konrada Prawuckiego. W ostatnich sekundach zabrakło wam chłodnej głowy i spokoju? Gola straciliście po przedłużonym rzucie karnym...


- Co do naszego szóstego faulu to uważam, że sędziowie popełnili ogromny błąd. Konrad Prawucki zasłaniał futsalówkę, obrońca się przewrócił o jego nogę. Ja bym tego nie gwizdnął. Inna sprawa, że chyba naprawdę zabrakło trochę tej chłodnej głowy, bo nie powinniśmy na kilkanaście sekund przed końcem pierwszej odsłony dać możliwość odgwizdania takiego przewinienia. Mieliśmy przytrzymać piłkę z tyłu i spokojnie dowieźć jednobramkowe prowadzenie do przerwy. Niestety się nie udało.


- Jak to jest być kapitanem zespołu, który walczy od pierwszej kolejki o utrzymanie w lidze? Długo byliście czerwoną latarnią rozgrywek, ale w końcu zaczęliście punktować i przeskoczyliście w tabeli Uniwersytet Gdański. Jednak walka o zachowanie ligowego bytu cały cza trwa.


- Cieszę się, że jestem kapitanem tego zespołu, bo tworzymy fantastyczną ekipę. Czuć w tym zespole sportowego ducha, bo jesteśmy kolektywem. Lubię stawiać sobie wygórowane cele. Takim na pewno jest walka o utrzymanie w lidze. Od samego początku nakreśliliśmy sobie jasny cel. Wierzę, że jesteśmy w stanie go zrealizować. Nie wierzę, że spadniemy z ligi i wszystkich staram się zarażać tą pozytywną myślą.


- Tracicie 6 punktów do bezpiecznej strefy. Po 21 oczek zgromadziły do tej pory ekipy Uniwersytetu Śląskiego oraz Słonecznego Stoku Białystok. W rundzie finałowej do zdobycia będzie 15 punktów. Co będzie kluczem do sukcesu?


- Ważne będą bezpośrednie pojedynku z drużynami, które są naszymi sąsiadami w tabeli. Nie możemy przegrać meczów z MOKS-em oraz AZS-em Katowice. Jeżeli tego dokonamy, to zapunktujemy również w pozostałych starciach. Punktów jest jeszcze sporo do zdobycia, ale do każdego spotkania musimy  podchodzić, jak do walki o życie. Nie zapominajmy też o meczu z Akademikami z Gdańska. Oni też na pewno nie wywiesili jeszcze białej flagi.


- Zespół, który zajmie przedostatnie miejsce w lidze zagra w barażu ze słabszym wiceliderem I ligi. Jednak już ostatnie potyczki barażowe pokazały, że pierwszoligowe kluby wcale nie są na straconej pozycji.


- To co najważniejsze, to nie dać się zepchnąć na ostatnie miejsce, bo zajęcie lokaty barażowej otwiera dodatkową furtkę. Jednak baraże z wicemistrzami I ligi do łatwych nie należą. Wie coś o tym Clearex, na również temat z autopsji Uniwersytet Gdański. Poziom pomiędzy czołowymi zespołami w I lidze, a dołem tabeli Fustal Ekstraklasy bardzo się wyrównał. Nie ma już mowy o żadnej przepaści. Nie może jednak być inaczej skoro w wielu I-ligowych zespołach występują zawodnicy, którzy mają bogatą  ekstraklasową przeszłość. W barażach często procentuje doświadczenie. Nadal więcej meczów o dużą stawkę jest w ekstraklasie, niż w I lidze, gdzie kilka zespołów odstaje poziomem od reszty.


- Przez pewien czas starałeś się godzić grę na trawie w III-ligowym Chemiku Police z występami w hali. Dlaczego postawiłeś na futsal?


- Tam grałem tylko przez moment, bo stosunkowo szybko zdecydowałem się postawić na futsal. W  okienku transferowym zerwałem z większą piłką, ponieważ nie dawała mi już tyle satysfakcji, co  wcześniej. Wiedziałem, że już pewnego poziomu nie przeskoczę, zwłaszcza ze swoimi warunkami fizycznymi. W dodatku każdego nowego szkoleniowca musiałem przekonywać do swoich umiejętności.
Postanowiłem odpuścić i postawić w 100-procentach na futsal. Nie żałuję do dzisiaj tej decyzji.


- Masz już w Futsal Ekstraklasie rozegranych wiele spotkań. W zespole ze Szczecina pełnisz również funkcję mentora. Jak postrzegasz obecnie młodych zawodników, którzy pukają do bram Pogoni lubinnych ekstraklaso wych klubów. Ich poziom rośnie?


- U nas niestety wielu młodych graczy łączy grę na parkiecie z trawą. To nie pozwala im się rozwijać futsalowo w 100-procentach. Nikt nie chce przyjść postawić na wielką grę mniejszą piłką, bo każdy chce być Robertem Lewandowskim, czy szczecińskim Adamem Frączczakiem. Trzeba uświadamiać tych chłopców, że futsal na pewno im nie zaszkodzi, a może naprawdę pomóc w rozwoju. Trenował i grał z nami przez jakiś czas Adam Ładziak, chciał postawić na futsal, ale nie do końca na takich zasadach, które gwarantowałyby rozwój. W innych klubach też pojawia się coraz więcej młodych,  perspektywicznych graczy. Idzie to wszystko w dobrym kierunku.


- W styczniu doszło w Pogoni 04 do zmiany szkoleniowca. Jakim trenerem jest Oleg Zozulya? Często wyciska z was siódme poty na treningach?


- To niezwykle wymagający i charakterny szkoleniowiec. Czasem kieruje się emocjami, więc szatnia pod jego skrzydłami zawsze żyje. Treningi są bardzo ciężkie. Dzisiaj w starciu ze Smokami było tak, że gdzieś czuliśmy je w nogach i czasem odstawaliśmy szybkościowo od rywala. Wierzę jednak, że ta ciężka praca zaprocentuje w rundzie finałowej, bo wtedy mamy być optymalnie przygotowani.


- Niewielu jest zawodników w Polsce, którzy mogą sobie pozwolić na życie z gry futsal. Jak to jest w Twoim przypadku? Jak wygląda twój typowy, futsalowy dzień?


- Nie da się jedynie postawić w tej kwestii na futsal. Ja jestem związany zawodowo ze specjalnym systemem rozgrywek sportowych, skierowanym do dzieci. Bawimy poprzez sport i uczymy podstawowych elementów piłki nożnej, koszykówki, szczypiorniaka, czy siatkówki dzieci w wieku przedszkolnym. Od rana do wczesnego popołudnia zajmuję się prowadzeniem zajęć z dziećmi, a później melduję się na treningu w Pogoni 04. Rano jest praca, później wczesny obiad i w końcu futsal. Nie jest to wszystko łatwe. U nas większość chłopaków funkcjonuje na podobnych zasadach i łączy pracę z grą.

 

Tekst: Rafał Szlaga

Zdj. Artur Szefer