Frane Despotović: W swojej głowie nadal nie zakończyłem kariery

06.12.23Utworzono
/uploads/assets/5487/406500992_845946150866371_3351389189948423401_n.jpg
Grając w FOGO Futsal Ekstraklasie po mistrzostwo Polski sięgał dwukrotnie z Akademią FC Pniewy i raz z Wisłą Krakbet Kraków. Teraz również walczy o mistrzostwo, ale Chorwacji i już nie na boisku, ale na ławce trenerskiej. Przy okazji meczu Constractu Lubawa z MNK Olmissum spotkaliśmy się ze szkoleniowcem ostatniego rywala mistrzów Polski w Lidze Mistrzów, Frane Despotoviciem.

Matematyka przydaje się czasem w futsalu?

Oczywiście, że tak.

Trener studiował matematykę czy chodził do szkoły średniej, gdzie matematyka była na poziomie rozszerzonym?

Tak, skończyłem szkołę średnią, do której dojeżdżałem przez cztery lata i tam więcej uczyłem się matematyki.

A lubił trener statystykę, prawdopodobieństwo, procenty?

Nie, statystyki nie lubiłem. Poszedłem później na uniwersytet, gdzie ją właśnie miałem i nie bardzo sobie z nią radziłem.

Jest zatem w stanie trener powiedzieć jakie było prawdopodobieństwo, że będzie pełnił taką rolę? Bo z tego co widzę, to na Malcie, gdzie rozpoczęła się ta trenerska kariera, rozpoczynał trener sezon w roli zawodnika, a kończył już jako grający trener.

Od początku swojej kariery czułem, że chcę zostać trenerem. Zapisywałem wszystkie ćwiczenia moich trenerów, szukałem ich w Internecie, po prostu czułem to. A gdy miałem już ponad 30 lat poszedłem grać na Malcie do Balzan, gdzie dostałem właśnie szansę, aby być grającym trenerem.

Po półrocznym prowadzeniu klubu zmienił trener barwy i objął maltański Luxol St. Andrews. Pierwszy meczem było spotkanie w Lidze Mistrzów przeciwko włoskiej Pescarze i raczej nie był to najlepszy początek – zarówno w roli trenera jak i zawodnika – wysoka porażka, bramka samobójcza i czerwona kartka.

Tak, ale patrząc z drugiej strony, było to świetne doświadczenie. Mój zespół wtedy go nie posiadał, być może nie wiedział o chodzi w futsalu na najwyższym poziomie, a takie mecze zmuszają do jeszcze cięższej pracy.

Czyli nie było takiej myśli: Kurczę, nie dam rady trenować i grać jednocześnie.

To jest trudna rola, ale musiałem to zrobić, żeby zebrać takie doświadczenie. Na poziomie, na którym zaczynałem było to jeszcze możliwe, ale na tym najwyższym poziomie jest to już niemożliwe.

Mimo to grał trener jeszcze przez kilka sezonów. Trudno było zatem zakończyć karierę czy po prostu na Malcie można było sobie na to pozwolić?

Trudno było zakończyć karierę i szczerze mówiąc, to w swojej głowie nadal jej nie zakończyłem. Cały czas myślę, że jestem zawodnikiem i może jest w tym jakiś problem. Ciągle chce mi się grać. Jak na treningach brakuje kogoś, to zawsze chętnie zagram z chłopakami. Także trudno było zakończyć karierę, ale całe szczęście zostałem przy sporcie, bo bez tego bym oszalał.

Co działo się z trenerem przez kolejny rok? Bo żadne źródła nie podają tej informacji, a przecież nie był to taki absolutny koniec kariery zawodniczej.

Przyjąłem wtedy po prostu ofertę gry w drugiej lidze chorwackiej. Tam grałem, pomagałem, a też znalazłem sobie fajną pracę na ten rok przed wyjazdem do Niemiec.

No właśnie. Chciało się trenerowi jeszcze jechać do Niemiec? Nie jest to przecież liga z najwyższego poziomu. Rozumiem, że był to uczestnik Ligi Mistrzów, ale wraca trener po latach do Chorwacji, a tu znowu wyjazd.

Kiedy chcesz być trenerem, to nie możesz wybierać jak zawodnik. Konkurencja jest większa, trener jest tylko jeden, więc niektóre propozycje musisz akceptować, aby być w ciągłej pracy, bo nie jest dobrym, gdy trener przez dłuższy czas pozostaje bez pracy.

Jak zatem dostać się z Bundesligi do Serie A, która jest przecież wiele poziomów wyżej?

Po pracy w Niemczech wróciłem jeszcze do Chorwacji do MNK Square Dubrovnik. Tam wykonałem dobrą pracę i dostałem ofertę z włoskiej Mantovy. Klub potrzebował wtedy nowego i młodszego trenera. Zbudowałem tam zespół, do którego ściągnąłem część moich byłych zawodników i było to dla mnie świetne doświadczenie. Mogłem się pokazać z dobrej strony i później właśnie dzięki temu odezwała się do mnie Pescara.

Mimo wszystko nie był to dla trenera najtrudniejszy okres w tej pracy? Bo pracował tam trener tylko pół roku, a na koniec sezonu klub spadł z ligi.

Pracowałem tam pół roku, ale to raczej przez brak cierpliwości. Na początku mówiono, że dostanę czas, że klub chce się budować. Pamiętam, że gdy jako outsider wygraliśmy z Pescarą 4:2, to ludzie oszaleli. Myśleli, że jak wygraliśmy z takim rywalem, to od razu będziemy mistrzem Włoch. Brakowało zatem cierpliwości, bo po dwóch przegranych meczach zostałem wyrzucony z klubu, czym byłem bardzo zaskoczony, ale takie jest życie trenera i wszystkie te negatywne momenty też bardzo mi pomogły.

To znowu matematyka. Jesteśmy w styczniu 2021 roku. Jakie było prawdopodobieństwo, że zaraz będzie trener walczył o mistrzostwo Chorwacji oraz mistrzostwo Włoch?

Myślę, że ktoś zauważył, że moja praca w Mantovie, mimo braku wyników, których też było trudno oczekiwać, gdy mieliśmy najniższy budżet w lidze, była po prostu dobra. Zawodnicy chcieli ze mną pracować, byli dobrze do tego zmotywowani i dostałem pracę w Pule. Tu zespół wykonał świetną robotę. Jako beniaminek doszliśmy do finału play-off i niewiele brakowało, abyśmy wygrali. To zauważyła właśnie Pescara i po tym sezonie dostałem propozycję pracy w ich klubie.

Teraz prowadzi trener rodzime MNK Olmissum. Ale czy śledzi również nasze rozgrywki,  może być widział jakiegoś zawodnika w swoim zespole?

Tak. Grałem w Polsce dziesięć lat temu, to też śledzę rozgrywki i zawodników i jest to liga, która bardzo rozwinęła się przez ten czas. Podoba mi się zespół Constractu, Rekordu czy Piasta. Z zawodników uwielbiam Mikołaja Zastawnika, Pawła Budniaka, Michała Marka, kilku zawodników Constractu jak Pedrinho, Tomasz Kriezel czy Victor Lopez. Jest dużo fajnych zawodników i cieszę się, że liga tak się rozwinęła i idzie w dobrym kierunku.

Z tego co czytałem, to pomagał trener również Futsal Dinamo przed meczem z Constractem.

Tak, oczywiście. I szkoda, że nasz mistrz przegrał. Był to mecz, w którym wszyscy się dziwiliśmy co się dzieje w pierwszych pięciu minutach. Ale to jest właśnie piękno futsalu, że mogą się zdarzyć takie rzeczy. A teraz będąc na Majorce wiem już też dlaczego Constract wygrał z Dinamo, bo po prostu ma wysoką jakość i jest bardzo dobrym zespołem.

Pobyt w Polsce chyba dobrze trener wspomina – trzy lata, dwa kluby i trzy mistrzostwa Polski. Z kimś z tych lat utrzymuje trener kontakt? Poza oczywiście Rafałem Franzem, bo tu jestem przekonany, że tak.

Tak, tak, z Rafałem najbardziej. Ale jest kilku zawodników, z którymi od czasu do czasu się widzę – Korek (Błażej Korczyński przyp. red.), Klaudiusz (Klaudiusz Hirsch przyp. red.), jak jest okazja to zawsze się spotkam.

Jak trener porównałby ligę polską i chorwacką jeśli chodzi o samą ścisłą czołówkę? U nas wymienił trener trzy kluby. Czy w Chorwacji też jest czołówka na tyle wyrównana i jest ścisłe grono klubów, które co roku jest faworytem do zdobycia mistrzostwa?

Nasza liga jest dobra pod tym względem, że jest tylko dziesięć klubów, ale ich jakość jest wysoka. Jest duża konkurencja i to właśnie dlatego liga jest dobra. W Polsce natomiast mamy szesnaście klubów, ale nie każdy jest w stanie walczyć o mistrzostwo. Mimo to jednak, wolałbym, aby liga chorwacka szła w kierunku większej liczby klubów, co przełoży się na większe zainteresowanie nie tylko ligą, ale całym futsalem. Liga jest zatem dobra, ale mając tylko dziesięć zespołów jest pewien problem, aby rozwijać naszych zawodników. W każdym meczu mamy dużą presję, jest mało spotkań i wszystko trzeba wygrywać.

Jak zatem podoba się trenerowi obecny format Ligi Mistrzów? Gra trener w silnej lidze i zajmuje w niej trzecie miejsce, a jeśli popatrzymy na Polskę, to nawet drugie i nie ma gry w Europie.

Liga Mistrzów oczywiście pasuje tym silniejszym ligom, dlatego też mamy ścieżkę A i ścieżkę B. Chciałbym to zmienić, ale wiem, że futsal nie ma jeszcze takich pieniędzy. Nie podoba mi się też granie trzech spotkań w cztery dni. Jest trochę loteria. Jeden zawodnik będzie chory lub kontuzjowany i już nie zagra. Najlepszym rozwiązaniem byłoby oczywiście wprowadzenie formatu jak z piłki nożnej, a więc mecze u siebie i na wyjeździe i wiem, że futsal jest jeszcze małym sportem, ale musimy patrzeć na to, aby była to jak najbardziej interesująca dyscyplina.

Zakładam, że to, że tylko jedna drużyna wychodzi z grupy tak samo trener by zmienił. Rozmawiamy jeszcze przed meczem z Constractem, więc nawet ostatni mecz mógłby jeszcze dać awans.

Może Final Eight, albo faza pucharowa jak na dużym boisku byłaby rozwiązaniem. Nie jest to dobry system obecnie, ale tak jak mówię, potrzebne są pieniądze, aby chociażby można było jeździć na większa liczbę spotkań.

Jakieś oferty pracy w Polsce były?

Tak i może jeszcze będą.

A chciałby trener w ogóle pracować w Polsce? Jednego Chorwata już u nas mamy.

Tak, pozdrawiam tutaj Antuna. Ja jestem otwartym człowiekiem, lubię nowe wyzwania, nie lubię być cały czas w strefie komfortu, byłem w wielu klubach, dlatego też myślę mam właśnie taką osobowość. Futsal jest moją pasją i gdy przyjdę do jakiegoś klubu i widzę, że moja pasja nie do końca pasuje do tej, która jest na miejscu, to szukam jej w innym miejscu. Bo najważniejsze jest właśnie takie połączenie i rozumienie się.


Fot. MNK Olmissum / Paweł Jakubowski