Jagoda: Człowiek budzi się rano to już wie, że przed nim wielkie święto

08.09.22Utworzono
/uploads/assets/4406/FE_MECZ_KOLEJKI_CYTAT_1.png
Poza rolą komentatora stacji Canal+ Sport, w przeszłości można było go oglądać również na boiskach trawiastych w barwach Legii Warszawa. O zbliżającym się spotkaniu Widzewa Łódź z Legią Warszawa w Futsal Ekstrakalsie porozmawialiśmy krótko z Wojciechem Jagodą.

Słyszy pan „Widzew – Legia”. Jakie określenia co do rangi spotkania przychodzą panu do głowy?

Na trawie byłoby to duże spotkanie, może nawet bardzo duże, a w latach 90. pewnie i wielkie. Na parkiecie to jednak dopiero początki. Legia gra w Futsal Ekstraklasie drugi sezon, Widzew jest absolutnym debiutantem, więc jest trochę rozdwojenie jaźni. Z jednej strony fantastyczne wspomnienia z trawy, a z drugiej rodząca się nowa historia na parkiecie. Jedno jest pewne – na pewno będzie ciekawie.

Fakt, że po obu stronach będziemy mieć osoby identyfikujące się z Widzewem i Legią dodaje jakiegoś smaczku temu spotkaniu? Że to będzie klasyk z prawdziwego zdarzenia, gdzie Łódź spotka się z Warszawą?

Takie historie są fajne, ale myślę, że one są ważne, a może najważniejsze dla nas – dla ludzi mediów. Gdy mamy bowiem taką historię, to można zbudować fajną otoczkę i widzom też coś zasugerować. A czy pomoże to w stworzeniu atmosfery na boisku? Też. Mariusz Milewski identyfikuje się z Legią m.in. dlatego, bo jego tata, Ryszard Milewski był zawodnikiem pierwszego zespołu. Był wychowankiem, jednym z nielicznych, któremu udało się zajść tak wysoko. Ale Mariusz Milewski to także były zawodnik Gatty Zduńska Wola, czyli kolega swoich przyszłych boiskowych rywali. Jest zatem szansa, że na parkiecie będzie to trochę mecz przyjaźni. Chyba, że widzowie będą tak jednoznaczni w swoim zachowaniu, że nawet ta szansa na jakąś boiskową przyjaźń zostanie już w pierwszych sekundach pogrzebana.

Przed takimi spotkaniami chyba nie trzeba dodatkowo motywować zawodników?

Myślę, że to są takie mecze, które bardzo ułatwiają pracę trenerowi. Przed spotkaniem trener nie musi kombinować, motywować, a wręcz musi nieco chłodzić nastroje, bo gdy człowiek budzi się rano to już wie, że przed nim wielkie święto. Sam mam dosyć ciekawe wspomnienie z meczu Widzewa z Legią, bo też był to chyba mój jedyny bezbłędny występ w ekstraklasie. Dość długo siedziałem w tym spotkaniu na ławce rezerwowych. Jerzy Engel dał mi znak do rozgrzewki około 75. minuty. Rozgrzewałem się, rozgrzewałem i myślałem, że nic już z tego nie będzie. Jednak w 90. minucie na boisku się pojawiłem i zanim dobiegłem do koła środkowego, to sędzia skończył mecz. Więc moje wspomnienia są absolutnie idealne. Ale myślę, że tym, którzy będą teraz grali nie o takie wspomnienia chodzi.

Który mecz Legii z Widzewem wspomina pan najbardziej? Czy będzie to ten z 1997 roku, w którym Legia prowadziła 2:0, aby w ostatnich minutach przegrać 2:3, a w konsekwencji również stracić mistrzostwo? Czy może np. wygrana Legii 5:3 z 1982 roku, tak trochę futsalowo, gdy po boisku biegali jeszcze Andrzej Buncol i Zbigniew Boniek?

Myślę, że chyba ten z Widzewem Franciszka Smudy. Nie było mnie wtedy na stadionie, ponieważ wypełniałem obowiązki rodzinne. Udało mi się jednak przekonać moją Panią, aby nikt w trakcie meczu, który oglądałem w telewizji mi nie przeszkadzał. Przy wyniku 2:0 dla Legii doszedłem do wniosku, że wszystko jest wiadomo, a ponieważ tego dnia obowiązków było sporo, wyłączyłem już telewizor. O końcowym wyniku dowiedziałem się bardzo późno, po kilku godzinach. Już nawet nie pamiętam w jaki sposób, ale wiem, że spojrzałem na wynik, przeczytałem nagłówki i kompletnie nie wiedziałem o co chodzi, czy to jakiś „fake news”, a okazało się, że Widzew dokonał niemożliwego i otworzył sobie bramy do raju, czyli do mistrzostwa Polski.

Doping kibiców Widzew może paraliżować, patrząc na to co dzieje się na stadionie przy Piłsudskiego?

Jestem po kilku spotkaniach Legii na żywo, które rozgrywa we Włochach, przy ul. Gładkiej 18. Tam kibice potrafią być na tyle zwarci i dopingować na tyle skutecznie, że nawet dużo lepsze drużyny, które tam przyjeżdżały potrafiły mieć problemy i bardzo długo się męczyły. Jestem w stanie wyobrazić sobie podobną sytuację w hali Widzewa, więc tak. Kibice. Widzewa będą szóstym zawodnikiem beniaminka i to w ogólnym rozrachunku może być decydujące, jeśli chodzi o końcowy wynik spotkania.

Pokusi się pan jeszcze o wskazanie wyniku?

Pójdę w jakieś szalone spotkanie…

…Tak szalone jak w 1997 roku?

Jeszcze bardziej. Pójdę w 5:5 do ostatniej akcji meczu i do przedłużonego rzutu karnego dla Widzewa. Myślę, że powiedziałem już bardzo dużo, a niech reszta pozostanie tajemnicą, czy ten karny zostanie wykorzystany, czy też nie.