Jarosław Patałuch: Przywrócenie fazy play-off to najlepsza decyzja od lat

23.06.23Utworzono
/uploads/assets/5111/345053682_139414332450852_7109277094774893972_n.jpg
Wraz z końcem sezonu trener Jarosław Patałuch przestał pełnić funkcję trenera pierwszej drużyny Dremana Opole Komprachcice. Były już opiekun Tygrysów ocenia miniony sezon i podsumowuje zmiany, które pojawiły się w FOGO Futsal Ekstraklasie na przestrzeni ostatnich lat.

Co przede wszystkim spowodowało, że na koniec fazy zasadniczej Dreman zajął dopiero siódme miejsce?

Przede wszystkim nie wyolbrzymiałbym stwierdzenia „dopiero siódme miejsce”. Zdaję sobie sprawę, że będąc dla wielu osób rewelacją w poprzednim sezonie, w tym również oczekiwały one od nas przynajmniej powtórzenia wyniku. Proszę jednak pamiętać, że to był dopiero trzeci sezon Dremana na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Z drugiej strony cieszę się z tego stwierdzenia, bo oznacza ono, że te trzy, a nawet dwa sezony wystarczyły, żeby zespół był zaliczany do czołowych w Polsce. My swój cel, jaki był postawiony przed sezonem, czyli zakwalifikowanie się do fazy play-off osiągnęliśmy. Oczywiście jako drużyna czuliśmy niedosyt. Jeśli chodzi o powody, to było ich kilka. Pierwszym to duże zmiany kadrowe, jakie nastąpiły przed sezonem oraz w trakcie. Były one w zdecydowanej większości spowodowane naszym dobrym wynikiem. Kiedy porównywałem nasze dwie czwórki, jakie grały w ostatnim meczu przeciwko Rekordowi, z tymi z poprzedniego sezonu, to powtórzyły się tam tylko dwa nazwiska. Drugim najważniejszym czynnikiem to kontuzje, które w tym sezonie dotknęły nas chyba ze zdwojoną siłą. W poprzednim występowały tylko sporadyczne lekkie urazy. W obecnym już podczas przygotowań straciliśmy na długi okres dwóch kluczowych zawodników, co mocno skomplikowało nasze założenia. Przypomnę tylko, że Tomasz Lutecki, czyli król strzelców poprzednich rozgrywek, tak naprawdę wrócił do gry dopiero na fazę play-off, a Marcin Grzywa był wyłączony z gry prawie na pół sezonu. W trakcie rozgrywek także kolejni zawodnicy zmagali się z kontuzjami, co sprawiło, że w drugiej rundzie praktycznie w każdym meczu występowaliśmy w innym zestawieniu. Tylko w dwóch meczach miałem możliwość skorzystania z pełnego składu. W futsalu bardzo ważne jest zgranie i stabilizacja. My tego zwłaszcza w drugiej rundzie nie mieliśmy. Inną sprawą jest to, że jeśli chodzi tylko o sportową rywalizację, to my zajęliśmy tak naprawdę piąte miejsce miejsce. Walkowery, które zostały przyznane, w mojej ocenie nie miały nic wspólnego ze sportem, bo wynikały tylko z nieopłacenia na czas kary finansowej nałożonej na zawodnika (wyniki Piasta w meczach z Jagiellonią i Red Dragons zostały zweryfikowane jako walkowery - przyp. red.). Oczywiście szanuję tę decyzję, bo takie są przepisy i wszystko odbyło się zgodnie z prawem, ale uważam, że za takie naruszenia regulaminu rozgrywek powinny być nakładane dodatkowe kary finansowe, a nie odbierane punkty zdobyte na parkiecie. Naturalnie powinniśmy wygrać jeden mecz więcej i nie patrzeć na tą sytuację.

Spodziewał się Pan przed finałem, że Constract może wygrać aż 3:0 z Rekordem?

Nie. Spodziewałem się długiej rywalizacji. Uważałem, że kto jak nie najlepsza ofensywa w lidze może się przeciwstawić najlepszej defensywie. Okazało się jednak, że znakomita organizacja gry defensywnej, a przede wszystkim lepszy balans pomiędzy defensywą, a ofensywą, bo tą Constract też posiadał świetną, zdecydowały o tak szybkim rozstrzygnięciu. Constract zdobył tytuł zasłużenie. To jest właśnie piękne w play-offach, że tytuł trafia do drużyny, która okaże się najlepszą w bezpośredniej konfrontacji z najlepszymi zespołami rundy zasadniczej. Tutaj nie ma już miejsca na przypadek. Przywrócenie fazy play-off to najlepsza decyzja od lat w naszym rodzimym futsalu.

Wiele było głosów, że miniony sezon był bardzo silnie obsadzony i dużo drużyn walczyło czy to o mistrzostwo, play-offy, czy utrzymanie. Zgodzi się Pan z tym, że poziom rozgrywek był najlepszy od lat?

Jak najbardziej. Poza pierwszą trójką, która rzadko traciły punkty, poziom był zrównoważony. Wpływ na to miało wiele czynników. Pierwszy to beniaminkowie, którzy wnieśli dużą jakość do ligi. Drugi czynnik obserwujemy już od jakiegoś czasu, a mianowicie większą profesjonalizację drużyn. Mamy już trzy profesjonalne drużyny, ale pozostałe starają się nie zostawać z tyłu. Pomimo mniejszych nakładów finansowych ściągają do siebie klasowych zagranicznych zawodników, co także wpływa na rozwój naszych. Zawodnicy są bardziej świadomi w kwestii dbania o siebie oraz coraz większa grupa z nich stawia na futsal odchodząc od piłki nożnej. Kolejna ważna kwestia to rozwój trenerów. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że to równie ważna sprawa. Ogromny wpływ na to wszystko ma przede wszystkim coraz większa popularyzacja naszej dyscypliny.

Co miało wpływ na Pana odejście z Dremana?

Ja wypełniłem swój kontrakt, który obowiązywał do końca sezonu. Zarząd klubu zdecydował, że zespół w następnym sezonie potrzebuje zmian, innego spojrzenia – nowego impulsu. Nie pozostaje mi nic innego jak uszanować tą decyzję i życzyć klubowi sukcesów w kolejnych sezonach.

Czy otrzymuje Pan propozycje z innych klubów? Jest szansa na to, że poprowadzi Pan któryś z klubów przed startem rozgrywek nowego sezonu?

Tak, otrzymałem kilka propozycji. Na tą chwilę rozważam je, ale nie potrafię odpowiedzieć czy na którąś z nich się zdecyduje. Niezależnie od tego, na pewno nie osiądę na laurach i dalej będę inwestował w swój rozwój, co z resztą już czynię. Futsal to moja pasja.


Fot. Sportowe Opole