Kriezel: Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócimy i poprawimy ten wynik

04.12.23Utworzono
/uploads/assets/5481/407749254_865391682258285_1752290555970609725_n.jpg
Sobotnim meczem chorwackim MNK Olmissum Constract Lubawa zakończył swoją tegoroczną przygodę z Ligą Mistrzów. Jak zapamiętamy występy Mistrzów Polski na europejskich arenach.

Zaczęli bardzo dobrze i przewidywalnie. Dwie wysokie i pewne wygrane z drużynami z Norwegii oraz Islandii, dawały prawo do tego, aby myśleć o kolejnym zwycięstwie z mistrzami Kosowa i awansie do Main Round. Początkowym celem był jednak turniej w Kownie, gdzie czekał litewski Żalgiris – dobrze znany Konstruktorom z meczów sparingowych, a także mistrzowie Cypru i Finlandii.

Jeszcze przed meczem niemalże pewnym było jednak, że nawet remis pozwoli awansować. Haczyk był jednak taki, że z drugiego miejsca i do znacznie trudniejszej grupy. Boiskowe zdarzenia w innych grupach i dobrze broniąca się drużyna z Kosowa nie pozwoliła mistrzom Polski zaryzykować grania o pełną pulę. Ewentualna strata bramki mogła bowiem oznaczać koniec Ligi Mistrzów już w sierpniu.


Tym samym po remisie 1:1 Constract awansował do Main Round, ale do grupy rozgrywanej na bardzo gorącym terenie w Zagrzebiu, gdzie czekali nie tylko mistrzowie Chorwacji z Futsal Dinamo, ale również mistrzowie Szwecji oraz Czarnogóry.

Ci ostatni już w pierwszym meczu sprawili niespodziankę, remisując z Constractem 4:4, a przecież niewiele brakowało, aby wygrali z mistrzami Polski. Czy były zatem obawy o spotkanie Chorwatami? Z perspektywy kibiców ogromne. Niesamowicie głośny zorganizowany doping kibiców Dinamo, do tego kontuzja Victora Lopeza i młody, wciąż niepełnoletni Hubert Zadroga w bramce na najważniejszym meczu klubu w jego historii.

Czy ktoś w jakimkolwiek meczu zakładał, że po niespełna dwóch minutach gry można prowadzić 4:0? No właśnie. A co dopiero z mistrzem Chorwacji. Constract tego jednak dokonał i mimo dalszej dramaturgii tego meczu wygrał 9:7, sprawiając, że ostatni mecz ze Szwedami stał się już tylko formalnością, którą udało się wypełnić.

Awans do Elite Round był dla Constractu z pewnością spełnieniem marzeń. W debiucie w tych rozgrywkach udało się awansować do najlepszej szesnastki Europy. O Final Four mieli zawalczyć w silnie obsadzonej grupie z mistrzami Ukrainy, wicemistrzami Chorwacji i obrońcą tytułu – Palmą Futsal.

Pierwszy mecz? Kolejny z tych, który nie oszczędził nam dramaturgii do samego końca. Od prowadzenia Ukraińców 4:1 w 37. minucie, do prowadzenia Constractu 5:4, aby na koniec było jeszcze 5:5 i ostatecznie 6:5 dla zawodników Dawida Grubalskiego.

- Niestety potrzebujemy stracić bramkę, abyśmy się obudzili. Nie jest to dobre, ale na nas to działa i jeżeli wynik końcowy będzie pozytywny, to dla nas może być tak cały czas – mówił już po meczu z MNK Olmissum Tomasz Kriezel.

Z Chorwatami bowiem to też rywale pierwsi prowadzili, choć tu już Konstruktorzy oszczędzili nam emocji. Ze stanu 0:2 doprowadzili na 7:2 i godnie pożegnali się z Ligą Mistrzów.

Decydującym bowiem był mecz z Palmą Futsal, która była faworytem nie tylko tego spotkania, ale i całej grupy. I mimo wyrównanej gry, przez długi czas utrzymywanego stanu 1:1, to ostatecznie Hiszpanie znaleźli sposób na lubawian i wygrali 3:1.

- Będę to wspominał na pewno bardzo miło, ponieważ jest to dla mnie pierwsza przygoda z Ligą Mistrzów i mam nadzieję, że nie ostatnia. Doszliśmy do najlepszej szesnastki, walczyliśmy z jedną z najlepszych drużyn w Europie jak równy z równym, więc mam nadzieję, że jeszcze tu wrócimy i poprawimy ten wynik – zakończył Tomasz Kriezel.

To już drugi rok z rzędu, kiedy mistrz Polski zdobył w Elite Round sześć punktów. Rok temu był to Piast Gliwice, w tym sezonie Constract Lubawa. Liczymy, że i w kolejnych latach dorobek ten będzie nie tylko utrzymywany, ale i zwiększany, co pozwoli awansować polskiej drużynie po raz pierwszy w historii do Final Four.


Fot. Paweł Jakubowski