Łukasz Biel. "Jesteśmy dla kibiców"

30.06.17Utworzono
/uploads/assets/272/bielżmijewska.jpg
W tej kategorii był faworytem, a głos środowiska jest chyba odzwierciedleniem tego, co myśli każdy kibic, który obserwował rozgrywki Futsal Ekstraklasy. Łukasz Biel – bo o nim mowa – został odkryciem minionego sezonu, zwłaszcza w drugiej części rozgrywek imponując formą.

- Miałem jedynie wątpliwości czy głosujący w tej kategorii uwzględnią mnie w kategorii odkrycia. Bo jednak gram w Futsal Ekstraklasie drugi, trzeci sezon, więc co niektórzy mogliby mnie uznać już za gracza, który przedstawił się kibicom. Więc to była moja jedyna wątpliwość – mówi bez fałszywej skromności nasz rozmówca.

- Ty chyba żałujesz, że wybraliśmy najlepszych i sezon się już zakończył. W końcówce byłeś w takim gazie, że jeszcze chętnie byś chyba pograł ?

- Owszem, końcówka była udana. Tak sobie myślę, że moja dobra gra w drugiej rundzie była ogólnie związana ze zmianą pracy. Wcześniej pracowałem w Rekordzie, ale w dziale technicznym, a od marca już jestem w dziale informatycznym. Pracuje przed komputerem, interesuje się bowiem informatyką, łączę więc pożyteczne z przyjemnym. Czasem wrzucam na naszą stronę newsy, opracowuje dział po meczu, zrobię też czasem jakiś materiał na stronę. I ta zmiana pracy podziałała na mnie pozytywnie.

- To aż tak na Ciebie wpłynęło?

- Od tamtej pory zdobywałem więcej bramek, czułem, że forma jest wyższa. Same statystyki to pokazują. Czterdzieści oficjalnych spotkań rozegrałem w sezonie. To czasem wszystko się kumuluje, wpływa na formę każdego. Ważne jest też jednak zaufanie od trenera, gdy ta świadomość jest, że czasem mecz może się zdarzyć słabszy, a zawodnik zagra w kolejnym meczu.

- Kwestia zaufania trenera jest dla Ciebie ważna? Bo mam wrażenie, że Ty czujesz się także silny psychicznie. Nie będę przypominał już tego rzutu karnego w meczu z Gattą.

- Tak. Jest to ważne, że jeżeli się popełni błąd to i tak ma się zaufanie od szkoleniowca. Nie siada się na ławkę, a gra się dalej. Jestem typem zawodnika, który zdecydowanie lepiej gra, gdy ma te zaufanie. A rzuty karne? Ćwiczę je, nie myślałem wtedy o odpowiedzialności, piłka wpadła i wypada się tylko cieszyć.

- Czujesz, że jesteś dużo lepszym graczem niż dwanaście miesięcy temu?

- Na pewno, nie ma co ukrywać. Wystarczy popatrzeć na liczby. W ubiegłym roku zdobyłem prawie tyle samo bramek, co w dwóch ostatnich spotkaniach tego sezonu. Dlatego uważam, że jestem lepszy, rozwinąłem się przez ten czas. Pomaga też mi w tym ekipa w zespole i klub. Zawodnicy, których mam obok w drużynie wpływają na mój rozwój. Reprezentanci kraju, zawodnicy zza granicy. Warunki ku temu są, jestem im za to wdzięczny.

- To pewnie na wiadomość o letnich transferach do Rekordu się mocno ucieszyłeś?

- Oczywiście. Nie chcę być jednak źle zrozumiany, lecz wszystko zweryfikuje parkiet. Był u nas dwa lata temu Dmytro Kameko. Ukraiński zawodnik, papiery i CV bardzo dobre, na treningach prezentował się naprawdę rewelacyjnie, ale w meczach nie potrafił tego „sprzedać”. Ale na pewno takie transfery, które teraz są, tylko mogą radować. Kubik to zawodnik bardzo dobrze wyszkolony, jeden z liderów reprezentacji. Ta zmiana chyba dobrze mu zrobi. Bo trochę jakby stagnacja Michała łapała w Szczecinie, było widać, że na kadrze odżywał. A nam też zapewne pomoże. A ja z Michałem będę miał okazję łapać jeszcze częstszy kontakt, bo będę z nim dodatkowo pracował poza parkietem – w firmie Rekord. Michał jest po prawie, ale ma także zacięcie informatyczne. Więc będziemy się dobrze dogadywać poza parkietem, jestem pewien.

- Wracając jeszcze do Twojej pracy. Ty chyba czujesz się w tym światku jak ryba w wodzie. Gdyby nie futsal, to mógłbyś śmiało zostać dziennikarzem, względnie pr-owcem?

- Faktycznie, bardzo lubię social media, studia telewizyjne czy też wywiady pomeczowe. Fajnie jest mądrze porozmawiać o futsalu. Na pewno nie jestem skrytym zawodnikiem. Zawsze chętnie poprzybijam piątki z kibicami, lubię, gdy kibice mają możliwość pogadania z zawodnikami. Jesteśmy dla kibiców. Futsal jest bardzo atrakcyjny, pozytywny i warto to poprzez różne gesty przekazywać.

- Jesteś kojarzony i traktowany jak wychowanek Rekordu, ale piłkarskie początki zaliczałeś w BKS Stal Bielsko-Biała, tak?

- Tak, ale tam "zaliczyłem" tylko wczesne klasy podstawówki. Później mój trener Błasiak poszedł do Rekordu, ja również za nim. Później przeszedłem z boiska na halę. Czy miałem dylemat? Myślę, że tak, zawsze chyba jest, gdy się poświęca cały czas wcześniej dużej piłce. Ale warunki fizyczne mnie bardziej predysponowały do futsalu. Więc dobrze wybrałem i niczego bym nie zmienił.

- Z Rekordem związany jesteś przez lata, ale było także wypożyczenie do Gwiazdy. Teraz, z perspektywy czasu jak to oceniasz – dużo dał Ci ten transfer?

- Tak, oceniam go pozytywnie. W Rekordzie nie miałem wielkich szans na grę, chociaż bardzo tego pragnąłem. Pamiętam te początki, turniej UEFA Futsal Cup na Dębowcu. Gdy nie grałem było ciężko, wtedy z prezesem Januszem Szymurą i trenerem Andrzejem Szłapą doszliśmy do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie wypożyczenie. Ciężko to odebrałem, ale oczywiście się zgodziłem. Teraz uważam, że to był nawet trochę ryzykowny ruch. Gdybym nie przebił się w Rudzie Śląskiej, to już pewnie bym do Rekordu nie wrócił. To był taki bilet w jedną stronę. Na początku się bałem. W Gwieździe trenerem był Tomasz Klimas. Od początku mi zaufał, grałem dużo, chociaż z drużyną szło nam średnio, delikatnie mówiąc. W końcu spadliśmy. Ale jako zawodnik Gwiazdy zadebiutowałem w pierwszej reprezentacji. I po powrocie w rozmowie z prezesem Szymurą usłyszałem, że nie może być tak, że zawodnik Rekordu jest reprezentantem Polski, i jednocześnie gra dla innej drużyny. Taki gracz musi być w Rekordzie. Ale te słowa prezesa bynajmniej nie zmieniły mojego statusu (śmiech). Początki po powrocie miałem trudne. W Szczecinie zagrałem kilka minut, później w Chojnicach i znowu czekałem na swoją szansę. Byłem 13-14 zawodnikiem. Aż w końcu załapałem się do gry, udało się wstrzelić i pomogłem w wywalczeniu trzeciego miejsca.

- Czyli znowu wiosna. Dla Ciebie sezon powinien trwać w cyklu wiosna... wiosna.

- Coś w tym może jest, bo przed tym sezonem też przecież nie byłem wcale pewniakiem w Rekordzie. Walczyłem o miejsce z Igorem Borowiczem. Ale w pierwszym spotkaniu z Toruniem odpłaciłem się bramką i już później poszło.

- Pierwsze półrocze tego roku sportowo dla Ciebie wyjątkowo udane. Ale miałeś też trudne momenty.

- Tak, zgadza się... Śmierć ojca zawsze jest tragedią. We wtorek, 27 czerwca minęło pół roku od śmierci. Byłem wtedy na zgrupowaniu w Tychach, w autobusie na trening, gdy dostałem informację, że tata nie żyje. To był szok...Wyjechałem do Bielska – Białej, po kilku dniach pogrzeb, ale na mecze reprezentacji wróciłem. Nie byłem jednak sobą. Nie da się oszukać organizmu, ciężko skupić się na piłce w takich momentach. Zagrałem jednak na swoje życzenie, tata zresztą na pewno by chciał. Tata Tadeusz był moim wiernym kibicem, był dwa lata temu zresztą na Turnieju Państw Wyszehradzkich U-21 w Tychach, gdy tam grałem. Zabrał mnie na pierwszy trening. Sam kiedyś grał w Czarnych Żywiec. A teraz wiem, że mam wsparcie z góry. Może dzięki niemu taki udany był finisz sezonu?

- By tak przyjemniej skończyć. Ten nadchodzący sezon może być dla Ciebie, jak i dla kilku kolegów, przełomowy. Liga Mistrzów, reprezentacja u progu mistrzostw Europy... Stary Kontynent się kłania.

- Tak, zaczęliśmy witanie się z Europą od wizyty na Malcie (śmiech). Ale to może być przełomowy sezon dla całego naszego futsalu. Chcemy w Lidze Mistrzów nawiązać do dobrych lat naszego futsalu. Ruchy transferowe na pewno idą w tym kierunku. Szkoda, że nie gramy u siebie, bo hala na Dębowcu na pewno by się zapełniła. A baraże też są bardzo ważne. Ja osobiście chciałbym zaistnieć mocniej w reprezentacji. A w barażach uniknijmy Chorwacji (wywiad przeprowadzany był przed losowaniem rywala - przyp. red.), a z resztą sobie poradzimy. Wierzę, że to będzie dobre półrocze dla naszego futsalu.

- Dziękuję za rozmowę.

Tekst: Tadeusz DANISZ

Fot. Joanna ŻMIJEWSKA/FutsaLove