Do startu nowego sezonu pozostało

:::
DniGodzinMinutSekund
Start ligi

Sendlewski: Niepowtarzalne przeżycie, awans w niesamowitych okolicznościach i spełnienie marzeń

21.03.22Utworzono
/uploads/assets/4101/274815552_364400788871669_7005825731765695793_n.jpg
Zrobili to! Reprezentacja Polski do lat 19 awansowała po raz kolejny na młodzieżowe Mistrzostwa Europy. Jak wyglądała droga do sukcesu? Kiedy nastąpił najtrudniejszy moment? I jak wyglądało świętowanie? Zapraszamy.

- Od początku zgrupowania czuć było, że nie jest to zwykłe zgrupowanie. Od początku czuć było, że jest wyjątkowe. Każdy z pozytywnym nastawieniem i z chęcią końcowego sukcesu, dzięki czemu atmosfera i otoczka eliminacji trzymała nas w napięciu już od pierwszego dnia kadry – rozpoczyna Kacper Sendlewski, kapitan młodzieżowej reprezentacji Polski.

Polscy reprezentanci nie mogli narzekać na warunki w trakcie zgrupowania – wszystko czego potrzebowali było na miejscu na wysokim poziomie. Pierwsze utrudnienia nadeszły jednak po przylocie do Finlandii.

- Specyficzny typ parkietu na hali w Janakkalai, piłki również były w stu procentach inne od tych, którymi gramy i trenujemy w klubach, czy na kadrze, więc zaczął się w głowach lekki niepokój. Niemiła niespodzianka pojawiła się również podczas pierwszych posiłków, gdzie niestety, lekko mówiąc, nie byliśmy rozpieszczani. Ale szybko poukładaliśmy sobie to w głowie i zrozumieliśmy, że przyjechaliśmy tu spełniać marzenia i nic nas przed tym nie powstrzyma – opowiada.

Mimo to trzeba było jednak podejść do pierwszego spotkania z Kazachstanem, które jak to bywa na turniejach, jest zawsze niezwykle ważne.

- Mecz z Kazachstanem - jedna wielka niewiadoma. Nie wiedzieliśmy o nich nic i tak naprawdę korygowaliśmy naszą grę pod Kazachów na bieżąco w czasie gry. Pierwszy mecz turnieju, ciężkie chwile, z których ostatecznie udaje nam się wyjść zwycięsko i stawiamy pierwszy krok w drodze po awans – kontynuuje Sendlewski.   

- Po meczu z Kazachstanem była duża radość bo był to pierwszy mecz na turnieju i bardzo ważne było, żeby go wygrać. Może mieliśmy trochę szczęścia przy zdobytych bramkach, ale szczęściu trzeba pomoc i stwarzaliśmy sobie sytuacje do strzelania bramek – dodaje Dawid Lach, golkiper reprezentacji.

- Gdyby Kazachstan większość czasu nie grał z lotnym bramkarzem, to z pewnością mielibyśmy większą kontrolę nad meczem, wiec ostatecznie uważam, że zasłużyliśmy na te bramki i ogólne zwycięstwo – zauważa gracz Constractu.

Kolejny dzień nie był już jednak tak udany dla naszych kadrowiczów. Wydawało się, że Bośniacy, którzy ulegli Finom, nie będą w stanie postawić się również naszej reprezentacji. Jak się jednak okazało – było zupełnie inaczej.

- W drugi mecz wchodzimy z większa pewnością siebie i przekonaniem, dzięki czemu dosyć szybko przejmujemy kontrolę nad meczem i strzelamy bramkę. Mamy jeszcze sytuację, aby podwyższyć wynik, ale ostatecznie to Bośniacy trafiają na 1:1 i wydaję mi się, że to był przełomowy moment. Od tego czasu nasza gra trochę przestała funkcjonować tak, jak powinna. Sporo niedokładności, brak skuteczności, no i błędy, które skrzętnie wykorzystali Bośniacy. Najpierw na 2:1, następnie na 3:1 i mimo prób, ambicji i pojedynczym przebłyskom poszczególnych piłkarzy, musimy przełknąć gorycz porażki. To po prostu nie był nasz dzień – opisuje Sendlewski.

- Z Bośnią i Hercegowiną wydaje mi się, że nie podeszliśmy do tego meczu mentalnie zdeterminowani jak do meczu z Kazachstanem i Finlandią. Ciężko się gra dzień po dniu, ale Bośnia też grała dzień wcześniej, więc mieliśmy takie same warunki do gry. Czułem również, że moje interwencje mogły być lepsze i dwie bramki z Bośnią idą na moje konto – bije się w piersi bramkarz Dremanu.

- Mnie osobiście w takim samym stopniu co porażka, przeraził mental całej drużyny. Byliśmy zażenowani, że wypuściliśmy zwycięstwo z rąk. Nie potrafiliśmy poukładać sobie tego wszystkiego w głowie. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jedna porażka może wszystko przekreślić. Tego dnia staraliśmy się odpocząć i już o tym nie myśleć – kończy bośniacki wątek zawodnik wicemistrzów Polski.

Jak wyglądał zatem dzień wolny przed decydującym spotkaniem z Finlandią? I z jakim nastawieniem podchodzili nasi reprezentanci do tego spotkania, skoro wiedzieli, że muszą nie tylko wygrać, ale wygrać wysoko.

- Dzień przerwy wykorzystaliśmy na analizę i zrobiliśmy krótką jednostkę treningową. Na mecz z Finlandią wyszliśmy wysokim pressingem na całym boisku, bo wiedzieliśmy, że nie ma nic do stracenia – rozpoczyna Lach.

- Wszystko było w naszych głowach i nogach. Już wtedy czułem, że damy radę. Wszyscy chodziliśmy zmotywowani i nakręceni. Czuć było to w powietrzu. Pomysł na Finlandię był jeden - dać z siebie wszystko i po prostu wygrać. Hasło przewodnie? Ani kroku wstecz – wtóruje mu Sendlewski. – Widać było w nas sportową złość, ogromne skupienie i wielką motywację. Wiedziałem, że osiągniemy upragniony cel i coraz mocniej nakręcałem pozytywnymi myślami każdego z nas. Świadomość tego, że musieliśmy wygrać aż trzema bramkami tylko jeszcze bardziej nas nakręciła. Gdyby potrzebna była tylko wygrana, w głowie pojawiłaby się lekka kalkulacja. Tak jednak nie było i poszliśmy va banque.

To co mogło przede wszystkim pozytywnie zaskakiwać, to fakt, że Polacy bardzo szybko zdominowali Finlandię. Po ich znaczącej wygranej z Kazachstanem oraz naszej porażce z Bośnią i Hercegowiną można było zakładać, że wysokie zwycięstwo z gospodarzami turnieju znajduje się gdzieś kategoriach cudu. Już po pierwszej połowie wiadomym było jednak, że cud może stać się absolutnie realnym celem.

- Zdominowaliśmy Finów, schodząc do szatni z wynikiem 3:1. Wiedzieliśmy, że mamy ten mecz pod kontrolą i najważniejsze, aby Finowie w drugiej połowie nie uwierzyli w końcowy sukces. To skutecznie udało się dopiąć w drugiej części meczu, nieustannie wywierając presję na ich zespół, dzięki czemu gospodarze gubili nie tylko piłkę, ale i wiarę i pewność siebie, a przecież o to właśnie nam chodziło. Po nerwowej końcówce wygrywamy i pojawiają się łzy, przede wszystkim łzy radości. Niezapomniany moment dla każdego z nas. Spełnienie marzeń i piękne chwile dla całej drużyny. Pokonanie Finów na ich hali, przy pełnych trybunach, strzelając trzy bramki więcej… graniczyło z cudem, a mimo to zrobiliśmy to – podsumowuje strzelec czterech bramek w tym spotkaniu.

A jak wyglądało świętowanie? I jakie piosenki królowały w repertuarze? Z tego co wiemy nie zabrakło dobrze już znanego utworu wszystkim kadrowiczom, a więc „Płoną góry, płoną lasy” Czerwonych Gitar w wykonaniu trenera Łukasza Żebrowskiego.

- Po meczu oczywiście ogromna radość, niesamowity wieczór i piękne wspomnienia. Oczywiście, w naszym repertuarze nie mogło zabraknąć tej firmowej solówki trenera Łukasza Żebrowskiego! Jednakże tamtej nocy królowały inne piosenki, w szczególności ta, która zaczyna się słowami: Wygrał, wygrał ten mecz, niech się niesie zwycięska pieśń! Podsumuję to krótko - niepowtarzalne przeżycie, awans w niesamowitych okolicznościach i spełnienie marzeń. Tego dokonać mogła tylko ta drużyna. Drużyna, którą z pewnością każdy z nas może nazwać swoją drugą rodziną – kończy Kacper Sendlewski.

Polacy tym samym po raz kolejny awansowali na Mistrzostwa Europy do lat 19, które warto zaznaczyć odbędą się dopiero drugi raz w historii. Poza nimi bilety na turniej ponownie wywalczyli Chorwaci, Portugalczycy oraz Hiszpanie – gospodarze mistrzostw. W  andaluzyjskim Jaen zagrają również Rumuni, Włosi i Francuzi, a całość uzupełni ktoś z grupy 6., a więc Andora, Belgia, Mołdawia lub Ukraina. Spotkania tej grupy zostały przełożone na późniejszy termin z powodu agresji Rosji na Ukrainę.

To z kim widzimy się na początku września w Hiszpanii?


Autor: Łukasz Leski