Trener daje nam wolną rękę

14.11.18Utworzono
/uploads/assets/1411/acanazespol.jpg
Rozmowa z Maciej Foltynem, bramkarzem Acany Orła Jelcz-Laskowice.

- Orzeł Futsal radzi sobie bardzo dobrze w tym sezonie: zajmuje trzecie miejsce w lidze, tracąc tylko jeden punkt do lidera FC Toruń. Imponuje to jeszcze bardziej, gdy przypomnimy, że jesteście beniaminkiem. Czy przed sezonem spodziewaliście się, że zaczniecie tak dobrze?

- Tak naprawdę przed sezonem nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Drużyna została gruntownie przebudowana przed debiutanckim sezonem w Futsal Ekstraklasa Sp. z o.o.. Zaczęliśmy się poznawać w sierpniu, wcześniej nie wiedzieliśmy o sobie nic. Pierwszą rzeczą, która pokazała, na co nas stać, był turniej Futsal Masters, który przed sezonem wygraliśmy. Dopiero wtedy inni zaczęli postrzegać nas jako naprawdę mocną drużynę, która może namieszać. Znamy swoje miejsce w szeregu, wiemy, że jesteśmy beniaminkiem, więc na początek chcemy zająć miejsce w pierwszej szóstce i głośno o tym mówimy.

 

- W składzie klubu jest wielu obcokrajowców - w kadrze na mecz w MOKS Słoneczny Stok Białystok było zdecydowanie więcej zagranicznych nazwisk. Czy taka mieszanka narodowości jest przepisem na sukces?

- Myślę, że przepisem na sukces jest to, że w naszej drużynie są zawodnicy, którzy się wychowywali na futsalu. Trener szukał takich zawodników, którzy doskonale wiedzą co to jest futsal, nie są to zawodnicy do przyuczenia, ale doskonale znają specyfikę tej dyscypliny. Przy takich zawodnikach można się bardzo rozwinąć, czego najlepszym przykładem jest Kacper Kędra. Każdy z nas ma inny charakter, inaczej zachowuje się na boisku i to też jest fajne - jesteśmy drużyną bardzo nieprzewidywalną. Wydaje mi się, że łapiemy już wspólny język i coraz więcej chemii czujemy na boisku podczas meczu.

 

- Jako kapitan również odpowiadasz za nastroje w szatni. Czy przez to, że jest wielu zagranicznych - macie przecież futsalistów z Hiszpanii, Portugalii, Brazylii, ale także Łotwy czy Szwajcarii - zjednoczenie szatni jest trudniejsze?

- Na pewno jest to trudne, ale każdy z nas jest otwartym człowiekiem i wiedział na co się pisze, że przychodzi do drużyny, gdzie będzie ta mieszanka kulturowa. Przed sezonem trener i prezesi szukając zawodników nie tylko analizowali ich na podstawie tylko umiejętności, ale także tego, jak zachowują się poza boiskiem. Znaleźli naprawdę fajnych ludzi, którzy myślą o tym, aby odnieść sukces w Polsce.

 

- Również wasz trener pochodzi z Hiszpanii. Czy widać różnicę między treningami Jesusa Lopeza Garcii, a szkoleniowców pochodzących z Polski?

- Bardzo lubię pracę z trenerem Jesusem, ponieważ potrafi on dostrzec i wyciągnąć takie małe niuanse, na które wcześniej trenerzy nie zwracali uwagi. Te małe szczegóły później w meczu są niezwykle istotne.

 

- A czy przez to, że macie hiszpańskiego trenera, wasza gra bardziej przypomina grę zespołów z Półwyspu Iberyjskiego, czy gracie raczej tak jak inne polskie zespoły, a te hiszpańskie elementy to margines?

- Na pewno ta różnica w podejściu trenera Jesusa jest widoczna w porównaniu do trenerów z Polski. Teraz trener dużo z nami rozmawia, daje nam dużo zagadek, abyśmy jako zespół odnaleźli wspólną drogę, taktykę na boisku. Nie jest to trener, który bezpośrednio mówi nam co mamy zagrać, ale daje nam wolną rękę. Stara się, abyśmy bardzo dużo myśleli na treningach, po to, aby łatwiej było nam zaadaptować się podczas meczu. Patrzymy wtedy, jak gra przeciwnik, lepiej czytamy grę, potrafimy wykorzystać ich złe ustawienie, a nie ślepo gramy to, co było założone przed meczem.

 

- Jak wygląda komunikacja w zespole? Rozmawiacie po angielsku, czy jednak uczycie zawodników z zagranicy języka polskiego? W jakim stopniu znają zwroty potrzebne do porozumiewania się podczas meczu?

- Oficjalnym językiem jest angielski, ale każdy z nas załapał słówka w języku hiszpańskim, reszta drużyny w języku polskim. Trener Jesus jest w Polsce dłużej niż pozostała część drużyny i coraz więcej rozumie i potrafi powiedzieć. Jeśli ktoś z boku posłucha, jak porozumiewamy się na boisku, usłyszy wiele pomieszanych języków, ponieważ staramy się używać tego, czego w danym momencie jest nam najłatwiej użyć. Przed sezonem również poświęciliśmy sporo czasu, aby poznać podstawowe futsalowe zwroty w hiszpańskim, przez co nie ma problemu z komunikacją. Dodatkowo bardzo chciałbym podziękować kibicom za obecność na hali oraz za to, że jeżdżą z nami również na mecze wyjazdowe. To też jest godne uwagi i podziwu. Ostatnio graliśmy mecz w Białymstoku, 530 kilometrów od Jelcza, a na hali pojawiła się grupa około 20 kibiców, co jest ewenementem na skalę Futsal Ekstraklasy.

 

Tekst: Maria Wyrzykowska
Zdjęcie: Acana Orzeł Jelcz-Laskowice