Do startu nowego sezonu pozostało

:::
DniGodzinMinutSekund
Start ligi

Żebrowski: Jestem pełen szacunku i podziwu dla chłopaków

15.09.22Utworzono
/uploads/assets/4421/Spain v Poland – UEFA Under-19 Futsal EURO 2022 Semi-Final.jpg
Kolejne Mistrzostwa Europy do lat 19 za nami. Po raz drugi w historii tych rozgrywek biało-czerwoni zajęli na nich 3. miejsce. Zapraszamy na obszerne podsumowanie występów naszej młodzieżówki.

Dokładnie tydzień temu reprezentacja Polski do lat 19 po raz drugi w historii zajęła 3. miejsce na Mistrzostwach Europy rozgrywanych w hiszpańskim Jaen. Spotkaniem, które z pewnością wszyscy zapamiętają było to w półfinale z gospodarzami turnieju – przegrane dopiero po dogrywce 2:5. Droga, aby dojść do najlepszej czwórki Starego Kontynentu była jednak bardzo daleka.

- Kluczem była praca nad każdym rywalem i nad strategią, jaką musimy obrać. Bo trzeba powiedzieć sobie wprost – w takich działaniach indywidualnych i grupowych na boisku z futsalowego elementarza, było wiele rzeczy, w których zespoły były od nas lepsze. Opracowaliśmy jednak taką strategię, która prawie pozwoliła dostać się do finału. Być może nie byłoby to do końca sprawiedliwe, ponieważ Hiszpania miała nad nami przewagę, ale tak daleko zaszliśmy, że na pewno wycisnęliśmy ten turniej jak cytrynę – rozpoczyna Łukasz Żebrowski, selekcjoner reprezentacji.

Przed mistrzostwami Europy z pewnością nie można było pompować balonika, bo i nie było do końca czym. Znaleźliśmy się w grupie, gdzie każdy wywalczony punkt można było traktować jak sukces – z Portugalią, Włochami oraz Francją, więc co dopiero, patrząc z boku, myśleć o awansie i to w takim stylu. Tym bardziej, jeśli ktoś pamiętał jak naszej reprezentacji szło na turniejach towarzyskich w Chorwacji. Na jednym z nich znaleźliśmy się poza TOP4, w finale grała Francja i Hiszpania, zaś na innym dostaliśmy worek bramek od Japonii i Ukrainy.

- Turnieje przygotowawcze są jedynie drogą. W Chorwacji mogliśmy ćwiczyć swoje warianty, a także zobaczyć co może się stać przy dużej intensywności, czy braku koncentracji. Tak było z Hiszpanią, gdy od wyniku 0:3 doprowadziliśmy do 2:3, a ci uciekli nam dopiero w końcówce. Pokazaliśmy zatem, ze możemy fragmentami dorównać potentatom. Spotkanie to jednak tyle nas kosztowało, ze później z Japonią, czy z Ukrainą byliśmy tłem dla rywali. Pokazało nam to, jak wiele musimy jeszcze zrobić, jak bardzo się spiąć, aby takich „mało chwalebnych porażek” uniknąć. Dostaliśmy tam więc lekcję pokory i mogliśmy sobie powiedzieć: W porządku, jest awans na EURO, ale musimy mocno spiąć tyłki, aby dorównać reszcie podczas turnieju – tłumaczy Żebrowski.

Pierwszym naszym rywalem w grupie była Portugalia, zdecydowanie najsilniejszy rywal w całej grupie. A co zrobili Polacy? Postawili się. Mimo szybko straconej bramek potrafili doprowadzić do remisu i choć ostatecznie przegrali 2:4, to z optymizmem można było patrzeć na kolejne spotkania.

- Pierwszy mecz z Portugalią pozostawił u nas niedosyt. Uważam, że zagraliśmy tam na 80%, jeżeli chodzi o cechy wolicjonalne. Chłopakom na pewno nie można było odmówić ambicji, ale myślę, że ten pierwszy mecz ich trochę związał mentalnie i na pewno nie wznieśli się na szczyt swojej możliwości – ocenia selekcjoner.

- Wiedzieliśmy od początku że mamy "grupę śmierci", tak samo jak to,  że wielu ludzi w nas nie wierzyło, ale oczywiście liczyliśmy się z tym, że Portugalia jest faworytem naszej grupy i na przetarcie dostajemy właśnie ich w pierwszej kolejności. Nie zmieniło to jednak naszego podejścia, bo czy to była Portugalia, Włochy, czy Francja, każdy mecz był o wszystko. Po meczu z doszliśmy do wniosku, że była to drużyna na papierze najlepsza w naszej grupie, a  graliśmy z nią jak równy z równym, dlatego to doświadczenie i trochę większy spokój przełożyliśmy na pozostałe spotkania – mówi Filip Turkowyd, zawodnik reprezentacji Polski.

Z Włochami było jeszcze lepiej, także względem wyniku. W pewnym momencie operator transmisji pokazał trenera Włochów, który wręcz nie dowierzał co się dzieje. Można powiedzieć, że było to najlepszym podsumowaniem zwycięstwa biało-czerwonych 4:1. Od półfinału dzieliło nas tylko jedno spotkanie.

- Przed meczem z Włochami wykonaliśmy ogrom pracy razem ze sztabem, a zawodnicy skupili się na realizacji celów boiskowych. I już pierwsze minuty pokazały, że będziemy tego dnia konkurencyjni, że jeszcze podnieśliśmy poziom swojej gry. To mocno nas zbudowało – mówi Żebrowski.

Poprzeczka wcale nie szła jednak w dół. Bo choć Francja była już praktycznie poza turniejem, to z wielką chęcią chciała do domu zabrać ze sobą także i nas.

- Wiedzieliśmy jak trudny i zupełnie inny mecz czeka nas z Francją, która posiada ogrom indywidualnych umiejętności. I rzeczywiście okazało się, że był to piekielnie trudny mecz, który rozstrzygnęliśmy w dwóch  sytuacjach, gdy graliśmy czterech na trzech. Można powiedzieć zatem, że przeciwnik wyciągnął trochę do nas rękę, ale wiedzieliśmy, że oni są zapalczywi i mogą nie wytrzymać ciśnienia – relacjonuje selekcjoner.

- Mecz z Francja nie układał się po naszej myśli. Zdecydowanie dopisało nam szczęście i to pomogło nam w końcowym zwycięstwie. Dwie czerwone kartki w jednym meczu nie zdarzają się zbyt często, ale cieszy fakt, że obie te przewagi uhonorowaliśmy bramkami i w głównej mierze to one dały nam zwycięstwo. Przewagi też jednak trzeba umieć wykorzystywać! Przedłużony rzut karny również udało się zamienić na bramkę, więc w taki oto sposób, z ogromną determinacja i wolą walki wygrywamy po bramce ze stałego fragmentu gry i dwóch golach z przewagi. Na przykładzie Francuzów i Włochów można zatem wywnioskować, że grać pięknie w futsal, nie zawsze znaczy wygrywać – ocenia Kacper Sendlewski, kapitan reprezentacji Polski.

Spory udział przy zwycięstwie z Francją miał Albert Betowski, który choć nie wpisał się na listę strzelców, to mocno napsuł krwi rywalom. Gdy Polska przegrywała 0:1, to właśnie on wywalczył trzy faule w okresie niecałych 30 sekund, gdzie trzeci z nich zakończył się również czerwoną kartką dla jednego z przeciwników. Zaraz potem zaś doprowadził również do faulu numer sześć, co dało nam przedłużony rzut karny zamieniony na bramkę.

- Albert pokazał się na pierwszym zgrupowaniu „nowej generacji”, dzięki temu szybko awansował do grupy, która pojechała na finały. Ma takie inklinacje do gry, raczej nie jak pivot, ale jak napastnik – bardzo szybko obraca się z piłką, podejmuje ofensywne decyzje i to one pomogły w sytuacjach, w których był faulowany – tłumaczy trener kadry.

Nie wszyscy jednak mogli wziąć udział w tym meczu. Już od spotkania z Portugalią pojawiły się w drużynie pierwsze kontuzje, co w przypadku grania niemalże codziennie mocno utrudnia sytuację w kolejnych spotkaniach.

- Niestety urazy się pojawiały, ale w większości przypadków nasz sztab, doktor oraz nasi fizjoterapeuci dawali radę przygotować drużynę dzień po dniu do następnego meczu. Niestety ja nie mogłem brać udziału w meczu z Włochami i Francją przez moje kolano, które było przeciążone, ale nie wiem co bardziej bolało – to, że nie mogłem grać, czy kolano. Wspierałem jednak drużynę przez te dwa mecze z ławki. Jak to powiedział kierownik zespołu: Potrzebujemy cię i jesteś teraz kapitanem na ławce. Całe szczęście udało mi się wrócić na Hiszpanię, co było dla mnie bardzo ważne – mówi Tukowyd.

Po meczu z Francją mogliśmy być już pewni awansu, bez oglądania spotkania Portugalii z Włochami. Ponowny sukces polskiej kadry stał się faktem.

- Czy wierzyłem? Wracając pamięcią do eliminacji i meczu z Finlandią zakończonego zwycięstwem 8:4 z Finlandią i osiągniętym, wręcz niemożliwym awansem, nauczony jestem, że wiara w końcowy sukces jest podstawą do tego, żeby ten  miał prawo bytu. Wierzyłem od pierwszej minuty meczu z Portugalią, aż po ostatnie momenty meczu z Francją i byłem wręcz przekonany, że uda nam się zwyciężyć z każdym z faworytów i znajdziemy się w najlepszej czwórce Europy! Nie myśleliśmy o żadnej kalkulacji, mieliśmy zrobić awans – to był nasz cel i udało się go osiągnąć. W żadnym z meczów nie byliśmy faworytem, ale uważam, że to tylko i wyłącznie nam pomagało mocniej zdeterminować się do walki i zżyć się na boisku, jako jedna drużyna walczącą wspólnie w jednym celu. Nie było też miejsca na żadne błędy wiedząc, że zespoły takiej klasy jak Portugalia, Włochy, czy Francja od razu to wykorzystają, wobec czego i nasza koncentracja stała przez cały czas na wysokim poziomie – mówi Sendlewski.

Zagadką po wygranej z Francuzami pozostawał jedynie rywal w półfinale. Tu los ponownie, tak jak w trakcie Mistrzostw Europy na Łotwie, przydzielił nam Hiszpanię.

- Na każdego przeciwnika znalazł się czas i analiza, a gdy przyszedł czas na Hiszpanie wiedzieliśmy że będą chcieli obronić tytuł z 2019 roku. Tak naprawdę ciężko było nam powiedzieć co oni robią źle, bo futsalowo są bardzo dobrym zespołem. Najbardziej skupiliśmy się zatem na ich stałych fragmentach gry, na tym jak rozpoczynają grę od bramkarza i to były dla nas najważniejsze aspekty, aby zachować koncentrację, a swojego zawodnika kryć z ogromną determinacją i nie stracić bramki – relacjonuje Filip Turkowyd.

- Mecz z Hiszpanią to zupełnie oddzielna historia. Jestem pełen szacunku i podziwu dla chłopaków, że potrafiliśmy, zwłaszcza cechami wolicjonalnymi – zaangażowaniem, ambicją, chęcią realizacji boiskowych działań nadrobić braki do reprezentacji Hiszpanii. I co jest ważne, to każdy kto oglądał ten mecz, dzięki zniwelowaniu tych wszystkich różnic, odbierał go tak jakby grał zespół równy z równym. Oczywiście nie byłoby tego bez fantastycznej postawy Dawida Lacha w bramce. Od momentu, gdy tylko wskoczył do bramki, pokazał, że jeżeli tylko „ma adrenalinę”, to potrafi bronić na bardzo wysokim poziomie i mam nadzieję, że to mu pomoże, aby tak dobrą dyspozycję pokazywał częściej – ocenia selekcjoner Żebrowski i dodaje: - W ofensywie naszym celem było z kolei to, aby nie sprowokować wielu kontraktów przeciwnika. Liczyliśmy na to, że będziemy równorzędnym rywalem, także pod względem wyniku – a do przerwy był on przecież dla nas fenomenalny – dzięki czemu Hiszpanie zaczną się denerwować. I z czasem to było widoczne. Zwłaszcza w sytuacji, w której myśleli, że kontrolują mecz, prowadzą, a my szybko się podnieśliśmy i doprowadziliśmy do remisu, a następnie do dogrywki, to włos jeżył im się trochę na głowie, więc strach ewentualnej porażki też zaczął im zaglądać w oczy. I z tego możemy być dumni, bo wiemy gdzie dziś futsalowo jest Hiszpania, a gdzie Polska.

Pierwszą bramkę z rzutu karnego, który wywalczył Marcin Jastrzembski, zdobył Kacper Sendlewski.

- W życiu nie strzelałem karnego pod taką presją. Fakt, że jest to półfinał Mistrzostw Europy. Fakt, że cała odpowiedzialność spoczywała na moich barkach i wreszcie fakt, że momentalnie mogłem wywołać euforię w szeregach polskiej reprezentacji. Ale taka świadomość przyszła dopiero po zdobyciu bramki. Od momentu faulu, aż do momentu uderzenia nie myślałem o niczym innym, jak tylko na dobrym wykonaniu i uderzeniu dokładnie tam, gdzie zaplanowałem. A kierunek, siła i sposób zaplanowany był już dzień wcześniej podczas wizualizacji meczu. Decyzja zapadła dzień wcześniej, dalej została już tylko kwestia wykonania. No i się udało.

Kolejną, z dużym poświęceniem zdobył Filip Turkowyd, który radość całej reprezentacji i kibicom dał po uderzeniu… tyłkiem.

- Takiego gola w życiu jeszcze nie strzeliłem, a tym bardziej na Mistrzostwach Europy. Z Adrianem Formelą powiedzieliśmy sobie, że mam zamknąć słupek, a że dobrze tańczę to ruch biodrem i bramka tyłkiem sprawiła, że doszliśmy do Hiszpanów na 2:2 – mówi ze śmiechem.

Po meczu więcej widzieliśmy jednak łez, niż uśmiechów. Na całe szczęście nie trwało to zbyt długo.

- W szatni wszyscy zwiesili głowy. Ciężko było nam dojść do siebie i fizycznie, i psychicznie. Wiedzieliśmy, że mimo dominacji Hiszpanów podczas całego meczu, mieliśmy swoje okazje i zabrakło tak niewiele. Z jednej strony niedosyt i żal, ze nie udało nam się pokonać przyszłych mistrzów Europy, z drugiej ogromna duma, że postawiliśmy się tak naszpikowanej gwiazdami reprezentacji Hiszpanii. Wieczór po meczu był ciężki, długo płakaliśmy, później rozmyślaniami czego zabrakło. Kolejny dzień to już kompletnie inne nastawienie i atmosfera w drużynie. Uświadomiliśmy sobie, że jesteśmy jedną z czterech najlepszych drużyn Europy! Dokładnie ta drużyna, która była skreślana jeszcze przed turniejem przez sporą rzeszę ludzi, pokazała, że słowa tych ich były tylko nieuzasadnionymi przypuszczeniami i brakiem wiary w swoją reprezentację narodową – zaznacza Sendlewski.

Po takim sukcesie nie mogło zatem obyć się bez gratulacji.

- Gratulacje wciąż napływają i jestem to niesamowite jakim echem odbił się nasz sukces, bo niewątpliwie 3. miejsce w Europie takim sukcesem jest. Niezapomniane chwile i super uczucie, gdy z Polski masowo napływały do nas słowa wsparcia i gratulacji przed, ale i po meczach. Wywoływało to u nas ogromny uśmiech i z każdym okazanym wsparciem czuliśmy się coraz lepiej i pewniej – opowiada kapitan reprezentacji.

- Tylu gratulacji w moim życiu jeszcze nie dostałem, ale jest to dla mnie coś pięknego wiedzieć, że tyle osób, które mnie wspiera, mam przy sobie. Wierzą we mnie i chcą dla mnie jak najlepiej. Nie wiedziałem gdzie i jak komu odpisać – jest to kolejny procent, który składa się w nasz sukces – ci ludzie, którzy są zawsze przy nas – mówi Turkowyd i dodaje: - Gdyby ktoś mi powiedział trzy lata temu, że będę grał w reprezentacji Polski na Mistrzostwach Europy i zajął miejsce w TOP4, to bym nie uwierzył. Jest to spełnienie marzeń, którego życzę każdemu, bo te chwile zostaną z nami na całe życie.

Co teraz czeka reprezentację Polski do lat 19?

- Jesteśmy po pierwszych zgrupowaniach, które odbyły się przed mistrzostwami, gdzie pojawiło się po dwudziestu chłopaków z północy i południa Polski, więc mamy już pierwszy przegląd. Licząc z grupy 15 zawodników, bo też Hubert Zadroga był z nami w Hiszpanii, to mamy pięciu graczy, którzy zostają w tej kadrze: Zadroga, Mura, Licznerski, Krzempek i Betowski. Także tworzy nam się dość solidny kręgosłup, tym bardziej, że Mura w pierwszym meczu, ale tez później Krzempek, czy Licznerski byli wyróżniającymi się zawodnikami w trakcie turnieju. Zalążek już zatem jest, a zgrupowania pokazały, ze będzie w czym wybierać – ocenia Łukasz Żebrowski.

Czasu na zgranie nowego zespołu nie będzie jednak zbyt wiele.

- Mistrzostwa, które teraz się zakończyły były rozgrywane jeszcze w ramach EURO 2021, więc już w marcu mamy kolejne eliminacje, a we wrześniu 2023 roku kolejny turniej – niewiadomo jeszcze kto będzie gospodarzem – ale ta grupa ma bardzo mało czasu – zapowiada selekcjoner.

Na koniec oddajemy zatem jeszcze głos tym, dla których były to ostatnie występy w reprezentacji młodzieżowej.

- Jestem dumny z tego co zrobiliśmy. Mimo że dużo ludzi w nas nie wierzyło, to pokazaliśmy coś wielkiego, coś czego nawet nie da się opisać. To jest po prostu historia i może niektórzy ludzie złożą gratulacje, a później o tym zapomną, to my zawsze będziemy z dumą mieć zapisane że w 2022 roku reprezentowaliśmy nasz kraj z Orzełkiem na piersi i zajęliśmy 3. miejsce na Mistrzostwach Europy. Cieszę się, że mogłem łączyć boisko z takimi zawodnikami, ze sztabem, gdzie wszyscy razem byliśmy jak rodzina – kończy Filip Turkowyd.

- Pokazaliśmy, że nie warto nas skreślać i udowodniliśmy, że ogromną wiarą i determinacją można osiągać niesamowite sukcesy. Na koniec całej Reprezentacji do lat 19, zawodnikom i sztabowi chciałbym podziękować za cały sezon, za sezon pełen wzlotów i upadków, który kończy się niesamowitym sukcesem. To była ogromna przyjemność i wielka duma grać u waszego boku. Panowie, dziękuję! – podsumowuje Sendlewski.


Fot. UEFA