Hat-trick Lele, niesamowite wejście Flisa

02.12.23Utworzono
/uploads/assets/5475/401838473_721166973378979_178394005371551579_n.jpg
Mecz Legi z Jagiellonią miał wszystko czego oczekują kibice dynamiczną grę, sytuacje bramkowe, gole. Osłabieni goście z Podlasia przez pierwszą połowę bronili się przed naporem rywali, jednak w drugiej gospodarze udowodnili swój potencjał.

Bohaterowie dzisiejszego pojedynku wyszli na parkiet w anturażu efektownej oprawy świetlno-pirotechnicznej. Pozycja Jagielloni w tabeli, skutkuje tym, że zespół musi tak właściwie szukać punktów. Najlepiej wziąć jednak sprawy w swoje ręce i tak się stało od pierwszych minut. Dosyć niespodziewanie goście otworzyli wynik meczu. Krótka seria rzutów różnych w końcu zakończyła się upragnioną zdobyczą bramkową, której autorem został Mateusz Łabieniec.

 

Kiedy warszawiacy przechodzili do wysokiego pressingu to rywale mieli problem nawet z rozgrywaniem akcji na własnej połowie. Jednak osiągali swój najważniejszy skutek. Po pierwsze skutecznie się bronili, po drugie wykorzystywali każdą szansę, żeby przenieść grę na drugą stronę. Bramkarz Legii cały czas musiał być czujny.

 

Piłka wybita z rzutu rożnego dosyć przypadkowo została muśnięta przez Serio Monteiro, dzięki czemu trafiła pod nogi Davidsona ten nieznacznie się pomylił. Chwilę później potężnie uderzył Lele, ale Kamil Ulman zdołał sparować piłkę na rzut rożny.

 

Długo na gola wyrównującego pracowali gospodarze. Dobrą próbą popisał się między innymi Tomasz Warszawski. Jednak to wciąż było za mało na goalkeepera popularnej Jagi. Ważna sytuacja, dla dalszych losów, miała miejsce w 16. minucie. Kamil Ulman interweniował nie dość, że poza polem karnym, to jeszcze sędziowie dopatrzyli się zagrania ręką. Skutkiem oczywiście czerwony kartonik, konieczność opuszczenia parkietu i gra w osłabieniu. Pomiędzy słupki wszedł Kamil Dobreńko. Przez pewien czas udawało się bronić przed naporem legionistów, ale w końcu lisem pola karnego okazał się Michał Klaus.

 

Druga połowa rozpoczęła się od prawdziwego oblężenia bramki przyjezdnych, którzy musieli uwijać się w obronie. Najbliżej pokonania był Davidson Silva, ale najpierw Dobreńko i Haraburda obronili strzał, a później podczas dobitki zawodnik trafił w bramkarza. Goalkeeper ofiarnie interweniował po strzale Warszawskiego, który raz po raz nękał rywali takimi ofensywnymi wyjściami. Niemoc przełamał Lele, po kombinacyjnej akcji, która wyglądała w następujący sposób: Rui Carlos Pinto do Silvy, ten do Storozhuka, który odegrał do Pinto, oszukując defensywę.

 

Na niecałe pięć minut do końcowego gwizdka trener Karol Domalewski zagrał vabank, stawiając na grę z lotnym bramkarzem. Nie chciał wrócić do domu z niczym. Klaus po szarży lewą stroną trafił w poprzeczkę, ale po dobitce Lele kolokwialnie mówiąc nie było co zbierać. Rozegrał się Rui Pinto, który przejął piłkę i samotnie pomknął na bramkę.

 

Ten mecz na długo zapamięta Krzysztof Flis. Po tym jak wszedł na parkiet zdobył nie jedną, ale aż dwie bramki i to w odstępie kilku sekund.


LEGIA WARSZAWA – JAGIELLONIA BIAŁYSTOK 6:1 (1:1)

Bramki: Michał Klaus 17, Rui Carlos Pinto 31, 37, 38, Krzysztof Flis 40, 40 – Mateusz Łabieniec 2