Kocury pokazały pazury i zdobyły Toruń

13.01.19Utworzono
/uploads/assets/1552/gattix.jpg
Futsal Ekstraklasa bardzo szybko obudziła się z zimowego snu. W sobotę rozpoczęła się II runda rozgrywek, a jedno z najciekawszych spotkań odbyło się w Grodzie Kopernika. W meczu telewizyjnym FC Toruń przegrał po ciekawym i emocjonującym widowisku 0:2 z Gattą Zduńska Wola.

Dla wicemistrza Polski było to dopiero drugie wyjazdowe zwycięstwo w obecnej kampanii.


- Po 5 minutach zdecydowałem się zmienić taktykę i zagrać wyższym pressingiem. Obawialiśmy się trochę, że znowu dają o sobie znać demony z przeszłości. Kontrolowaliśmy boiskowe wydarzenia, przeważaliśmy, stworzyliśmy sporo okazji, jednak jedna stracona bramka mogła sprawić, że wszystko się posypie. Tak często bywało w I rundzie. Tym razem było sporo jakości w naszej grze, czujny był między słupkami Dariusz Słowiński, który momentami miał mniej pracy niż zwykle, ale w kilku sytuacjach uratował nam skórę – powiedział grający szkoleniowiec Gatty, Marcin Stanisławski.


Pomarańczowo-Czarni przetrwali bez straty gola pierwszą połowę, ale zbyt rzadko zagrażali bramce rywala. W ich poczynaniach defensywnych i ofensywnych był widoczny brak Tomasza Kriezela, który pauzował za żółte kartki. Trener Łukasz Żebrowski nie ukrywał po końcowej syrenie, że jego zespół grał zbyt wolno, żeby skutecznie przeciwstawić się dobrze dysponowanym zduńskowolanom.


- Gatta wykazała dzisiaj więcej determinacji od nas i zasłużenie wygrała to spotkanie. Jednak mecz różnie mógł się potoczyć. Zabrakło nam gola kontaktowego przy stanie 0:2, który dałby nam nadzieję i pozytywny impuls. I w ataku, i w obronie graliśmy dzisiaj zbyt wolno. Goście byli mocno podbudowanie zwycięstwem nad Rekordem i to było widać. Moim zdaniem ta dzisiejsza potyczka nie miała przed pierwszym gwizdkiem zdecydowanego faworyta – stwierdził Łukasz Żebrowski.


- W drugiej odsłonie przyjezdni byli od nas wyraźnie lepsi. Zabrakło nam skuteczności. Nie mieliśmy zbyt wielu sytuacji strzeleckich, ale kiedy się już nadarzały to pudłowaliśmy. Po bezbramkowej pierwszej połowie trener zwracał nam uwagę na stałe fragmenty gry rozgrywane przez Kocury. Niestety, przy drugim straconym golu zaspaliśmy przy aucie – rzekł Remigiusz Spychalski.


Jednym z bohaterów meczu był bez wątpienia Arkadiusz Szypczyński. Najskuteczniejszy zawodnik Kocurów dwukrotnie znalazł receptę na pokonanie Nicolae Neagu i powiększył swój dorobek strzelecki do 11 bramek. To jego najlepszy sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej, jednak jak sam deklaruje nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.


- Dzisiaj chyba zabrakło mi tylko jedynie hattricka. Cieszą 3 punkty, zdobywane gole, piłka szuka mnie w polu karnym. Dobrze czuję się na parkiecie w tej kampanii, ponieważ omijają mnie kontuzje. Wcześniej bywało z tym różnie. Coraz lepiej funkcjonuje nasza czwórka, której prawdziwym mentorem jest doświadczony Mariusz Milewski – zdradził Arkadiusz Szypczyński.


Torunianie rozpoczynają rundę rewanżową od porażki w prestiżowym starciu z Gattą, ale nikt nie zamierza robić z tego tragedii. Pomimo przegranej zespół Żebrowskiego nie stracił pozycji wicelidera. Co więcej wiele wskazuje na to, że okazja do wyrównania rachunków z Kocurami jeszcze się nadarzy.


- Nic wielkiego się nie stało. Przegraliśmy mecz, nie jesteśmy jeszcze zespołem, który będzie wygrywał wszystko seryjnie. Chociaż przyzwyczailiśmy trochę do tego w pierwszej rundzie swoich kibiców. Trzeba wyciągnąć wnioski, posypać głowę popiołem i jeszcze więcej pracować na treningach. Przegraliśmy bitwę, a nie wojnę, więc wszystko przed nami. W rundzie finałowej najprawdopodobniej jeszcze raz zagramy z Gattą. Będzie okazja, żeby się odgryźć – zakończył trener FC Toruń.

 

Tekst: Rafał Szlaga

Zdj. Gatta Zduńska Wola