Król Marcin odwiesił biało-czerwoną koszulkę...

06.02.19Utworzono
/uploads/assets/1604/mkolaj23.jpg
W reprezentacji Polski rozegrał 105 meczów. W ubiegły weekend, w wypełnionej po brzegi Stegu Arenie w Opolu, w meczu towarzyskim przeciwko Rosji, zagrał po raz ostatni z orzełkiem na piersi.

Marcin Mikołajewicz żegna się z kadrą narodową w wieku 36 lat. Jako jej kapitan i zawodnik spełniony, mający w pamięci występ w mistrzostwach Europy w Słowenii, gole zdobywane w eliminacjach oraz wzloty i upadki tego zespołu. Decyzja o odwieszeniu biało-czerwonej koszulki dojrzewała w nim od dawna.

 

- Sporo nad tym myślałem. Głównym powodem takiej decyzji były sprawy osobiste, związane z pracą. Nie wiedziałem do końca, jak się to poukłada. Kiedy się wszystko w końcu wyjaśniło, porozmawiałem z selekcjonerem Błażej Korczyński i ustaliśmy, że mecz z wicemistrzami świata będzie dobrym momentem, żeby pożegnać się z reprezentacją – powiedział Mikołajewicz. - Świetne spotkanie, pełna hala...jak ludzie wstali z miejsc i zaczęli klaskać, to zrobiło mi się przykro, że po raz ostatni występuję w koszulce z orzełkiem. Jednak byłem na ten moment przygotowany. Metryki nie da się oszukać. To był
dobry moment, żeby pożegnać się z kadrą.

 

Dziesiątki wspomnień, setki tysięcy przebytych kilometrów i całe tygodnie spędzone na zgrupowaniach. W końcu mecze, o których mówiła cała futsalowa Polska. Jemu samemu najbardziej utkwił w pamięci ten rozgrywany w Elblągu, podczas turnieju eliminacyjnego Mistrzostw Europy z Hiszpanią. Jego gol dał Biało-Czerwonym cenny remis.

 

- Po dwóch spotkaniach nasze szanse były iluzoryczne, żeby awansować do baraży. Przed potyczką o wszystko z Hiszpanią wszyscy skazywali nas na pożarcie, bo każdy zdawał sobie sprawę z tego, jaką siłą dysponuje przeciwnik – rzekł Mikołajewicz. - My pokazaliśmy w tym spotkaniu, że stać nas na walkę z najlepszymi. Do tego wszystkiego ta strzelona bramka, która dała nam przepustkę do dalszych gier.

 

Później wygrane po zaciętej walce baraże z Węgrami i wyjazd na upragnione Euro. Miło się wspomina takie chwile.

 

Wielkim fanem jego talentu jest charyzmatyczny Mirosław Grycmacher. Wiceprezes Pogoni'04 Szczecin doskonale pamięta moment, kiedy trafił do klubu z rozpadającego się niczym domek z kart Hurtapu Łęczyca. Szybko stał się liderem Portowców, którzy dopiero rozpoczynali marsz w górę tabeli. Był liderem, strzelał bramki i błyskawicznie znalazł się w orbicie zainteresowań selekcjonera kadry narodowej.

 

- W Pogoni nigdy takiego klasowego i skutecznego pivota, jakim jest Mikołajewicz, nie było. Co więcej: nie zanosi się na to, żeby szybko ktoś mu dorównał w ciągu najbliższych lat. Jeżeli ktoś potrafił w meczu ligowym „zaopiekować” się „Mikim” to znaczyło, że ma papiery na granie – oznajmił prezes Grycmacher. - Nawet obecnie Marcina zaliczam do trójki najlepszych pivotów w Polsce, razem z Rafałem Franzem z Piasta Gliwice i Michałem Markiem z Rekordu Bielsko-Biała. W szatni zawsze był liderem i wzbudzał szacunek. Młodzi zawodnicy chętnie go podpatrywali. Przy nim na zawodnika pełną gębą wyrósł między innymi Michał Kubik.

 

W Toruniu kibice mawiają, że król jest jeden. I jest nim zawodnik, grający w pomarańczowo-czarnej koszulce z numerem 10 na plecach. Popularny „Miki” dwukrotnie sięgał ostatnio po koronę króla strzelców Futsal Ekstraklasy. W obecnej kampanii zdobył 8 bramek w 13 meczach i jest na najlepszej drodze, żeby po raz kolejny sięgnąć po medal. To jeden z kluczowych graczy zespołu Łukasza Żebrowskiego.

 

- Znamy się od dawna, razem graliśmy w jednym zespole, a prywatnie jesteśmy przyjaciółmi. To prawdziwy tytan pracy. Człowiek, który futsalem żyje jeżeli nie 7 dni w tygodniu, to przynajmniej 6 – zdradził Żebrowski, szkoleniowiec FC Toruń. - Jego praca nie kończy się na odbytym treningu. Ogląda chyba wszystkie możliwe rozgrywki i ciągle chce się doskonalić. Marcin zawsze miał nosa do zdobywania bramek. Potrafi znakomicie się ustawić, dobrze gra przodem i tyłem do bramki. W
defensywie również bardzo pomaga drużynie. Na tej pozycji w Polsce nie ma obecnie wielu tak klasowych graczy jak on. Jest na pewno wzorem do naśladowania dla młodych zawodników i prawdziwym mentorem w naszym zespole.

 

Mikołajewicz nie myśli na razie o zakończeniu futsalowej kariery. Jednak nie ukrywa, że coraz większą frajdę sprawia mu dyrygowanie zespołem z trenerskiej ławki. W grudniu poprowadził do boju zespół juniorski FC Toruń w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski do lat 20 w Bochni. Na co dzień jest szkoleniowcem drugiego zespołu Pomarańczowo-Czarnych.

 

- Nie widzę siebie w przyszłości bez futsalu. Chciałbym jeszcze z 2 czy 3 sezony pograć, oczywiście jeżeli zdrowie pozwoli. Ten sport to tak naprawdę całe moje życie. Czasem przychodzę po treningu do domu i włączam mecz futsalowy w internecie. Żona co prawda trochę dziwnie wtedy na mnie patrzy, ale już przywykła i stara się być wyrozumiała. Oglądam ligę hiszpańską, rosyjską i oczywiście polską. Nie potrafię bez tego żyć. Trudno powiedzieć w jakiej roli pozostanę przy futsalu, kiedy już definitywnie odwieszę buty na przysłowiowym kołku, ale na pewno przy nim zostanę – zakończył były kapitan reprezentacji Polski.

 

Tekst: Rafał Szlaga
Zdj. Sławomir Kowalski / FC Toruń