Nowi strzelają jak na zawołanie

12.02.22Utworzono
/uploads/assets/3990/piast.jpg
Piast Gliwice gromi Clearex Chorzów, GI Malepszy Futsal Leszno rewanżuje się na Legii Warszawa. W obu tych spotkaniach zobaczyliśmy w sumie 13 bramek. Aż sześć z nich zdobyli nowi zawodnicy w swoich klubach.

Jeśli ktokolwiek w Chorzowie liczył, że nowi zawodnicy Piasta nie zdążyli się do końca zaaklimatyzować w zespole, mogli być w sporym szoku. Zaledwie 26 sekund potrzebował bowiem Bruno Graca, aby skorzystać na nie do końca skutecznej interwencji Rafała Krzyśki i dobić piłkę do pustej siatki.

Na 2:0 asystował z kolei Breno Bertoline, którego wstrzelenie piłki w pole karne z lewej strony boiska wykorzystał Rafael Cadini, zamykając akcję przy prawym słupku.

Jakby tego było mało trzecią bramkę strzelił Vinicius Lazzaretti, odzyskując wcześniej piłkę od Bartłomieja Siatki, a tym samym mieliśmy komplet nowych zawodników Piasta w udziale bramkowym gliwiczan.

Na tym stranieri Piasta jednak nie poprzestali. W 16. minucie kolejną asystę zaliczył bowiem Bertoline, posyłając piłkę z autu do Sebastiana Szadurskiego, który uderzeniem głową pokonał Krzyśkę.  

Gola całkowicie zdobytego przez nieco bardziej zadomowionych w Gliwicach zawodników mogliśmy zobaczyć dopiero w drugiej połowie, gdy podanie z prawej strony od Patrika Zatovicia zamknął Miguel Pegacha, a tym samym położył chorzowian już na łopatki.

Efektem tego było premierowe trafienie Bertoline, dublet Lazzarettiego oraz gol Zatovicia – mieliśmy 8:0, a słowo pogrom było jak najbardziej prawidłowym, aby określić to co działo się na parkiecie.

Całość natomiast hat trickiem zwieńczył Lazzaretii, który wykończył ładną akcję Cadiniego, ustalając tym samym rezultat spotkania na 9:0.


PIAST GLIWICE – CLEAREX CHORZÓW 9:0 (4:0)

Bramki: Bruno Graca (1), Rafael Cadini (5), Vinicus Lazzaretti (13, 26, 36), Sebastian Szadurski (16), Miguel Pegacha (23), Breno Bertoline (25), Patrik Zatović (31).


Dominacja gospodarzy miała miejsce również w Lesznie, choć tu akurat brakowało skuteczności. Swoich szans szukali m.in. Marcin Firańczyk oraz Dominik Solecki, ale w pojedynku z pierwszym z nich górą był Tomasz Warszawski, zaś wolej Soleckiego przeleciał minimalnie ponad bramką.

Legioniści najgroźniejsi byli natomiast po kontratakach, jednak tu brakowało dokładności w ostatnim podaniu, co też miało wpływ na małą liczbę celnych uderzeń.

Ostatecznie rezultat otworzył Firańczyk. Nowy pivot leszczynian otrzymał górne podanie na lewą stronę, niemalże na wysokość linii bramkowej, przez co wydawało się, że nic się nie da z tego zrobić. Były zawodnik włoskiej Serie A2 potrafił jednak uczynić z tego coś magicznego – zamachnął się z woleja i z niemalże z zerowego konta pokonał Warszawskiego.

Po zmianie stron nadal przeważali gracze Tomasza Trznadla. Bramka była jednak jak zaczarowana i nic do niej nie chciało wpaść. Mur skruszył dopiero Kacper Konopacki, który najpierw uderzył w poprzeczkę, ale chwilę później wykorzystał podanie od Sebastiana Wojciechowskiego i wbił piłkę do pustej siatki.

Na kolejną bramkę nie musieliśmy już tyle czekać. Po raz kolejny swój udział zaliczył przy niej Wojciechowski, a egzekutorem tym razem był Rajmund Siecla, pokonując w sytuacji sam na sam Warszawskiego.

To zmusiło przyjezdnych do wycofania bramkarza, którego rolę już tradycyjnie w tej sytuacji pełnił Mariusz Milewski. I bramkę udało im się zdobyć, choć nie była to akcja wypracowana, wieloma podaniami. Długie podanie spod własnego pola karnego otrzymał Michał Knajdrowski, a że nie był pilnowany przez żadnego z rywali spokojnie przyjął piłkę i uderzył nie do obrony dla Noela Charriera.

Na więcej stać ich już jednak nie było, choć wynik wcale nie musiał się zatrzymać na 3:1. Gospodarze mieli dogodną okazję do podwyższenia rezultatu, wychodząc dwóch na jednego, ale sędziowie, dopatrzyli się dla nich faulu, co przy ogromnej korzyści bramkowej było mocno niezrozumiałe.


GI MALEPSZY FUTSAL LESZNO – LEGIA WARSZAWA 3:1 (1:0)

Bramki: Marcin Firańczyk (12), Kacper Konopacki (31), Rajmund Siecla (34) – Michał Knajdrowski (38).


Autor: Łukasz Leski

Fot. Michał Duśko