Sobota13.09.2025, 16:00
Sobota13.09.2025, 16:00
Sobota13.09.2025, 19:00
Sobota13.09.2025, 20:00
Niedziela14.09.2025, 13:00
Niedziela14.09.2025, 18:00
W wyjściowej piątce nie znalazł się żaden z zawodników, który wyszedł od pierwszej minuty w pierwszym, grupowym starciu przegranym 1:3. Z kolei w porównaniu do półfinału z Francją jedynym, który zachował miejsce w podstawowym składzie, był Michał Kałuża. Samo spotkanie z Canarinhos rozpoczęło się od szybkiej żółtej kartki dla obecnie występującego w AZS-ie UŚ Katowice, Michała Kubika, który dodatkowo w tym starciu pełnił rolę kapitana. Chwilę później z atakiem ruszyli Marcel i Fabinho, ale Kałuża nie dał się przechytrzyć. Błyskawicznie Polacy chcieli się odkuć, lecz podania z prawego sektora boiska od Sebastiana Leszczaka na dalszym słupku nie zamknął Sebastian Grubalski. Po upływie około pięciu minut nastąpiła zmiana w polskiej bramce i pojawił się na parkiecie Krzysztof Iwanek. Bramkarz Texom Eurobusu Przemyśl został zatrudniony w 7. minucie, kiedy to dobrze skrócił kąt przy strzale Lucasa Gomesa. I oto w tej samej minucie jeszcze Polacy objęli prowadzenie! Do odbitej przez Williana piłki dopadł Michał Kubik i wpakował piłkę do siatki. Prowadziliśmy z mistrzami świata!
Kolejne minuty były nieco bardziej szarpane, a Polacy popełniali kolejne przewinienia. Karę indywidualną w postaci żółtej kartki otrzymał Sebastian Leszczak. Z rzutu wolnego wtem huknął Cleber i obił poprzeczkę. Ten sam futsalista uderzył z dystansu w 10. minucie, lecz znów na nasze szczęście bez powodzenia. Tempo meczu troszeczkę spadło, a obie drużyny prowadziły wyważoną grę. Pod koniec pierwszego kwadransa mistrzowie świata wzięli time-out, a zaraz po nim bliski przechwytu był Jakub Kąkol. W posiadaniu natomiast wciąż byli Brazylijczycy. Mocne dogranie Pito z lewej strony skrzętnie wykorzystał dobrze ustawiony przed naszą bramką Matheus i zrobiło się 1:1. A za moment to Canarinhos mogli objąć prowadzenie, bo rajd prawą flanką Krzysztofa Iwanka został zdaniem sędziów zatrzymany zgodnie z przepisami. Gospodarze uderzyli z własnej połowy na odsłonioną przez Polaków bramkę, lecz chybili. Z kolei na 1:20 przed końcem pierwszej części znakomitym refleksem popisał się Michał Kałuża, który odbił próbę Matheusa. Brazylijczycy napierali coraz mocniej i w przeciągu ostatnich trzydziestu sekund pierwszej części byli o włos od drugiego gola. Najpierw kolejny już strzał Matheusa zatrzymał Kałuża, a potem w słupek strzelił Rocha. Tym samym, tak jak i w pierwszym meczu, po pierwszych dwudziestu minutach widniał remis, lecz już nie bezbramkowy.
Drugą połowę Brazylia rozpoczęła od dwóch groźnych uderzeń, które oddali Pito i João Victor. Kolejne próby mistrzów świata również sukcesywnie były bronione czy to przez Iwanka, czy Kałużę. Najbliżej drugiego trafienia Brazylijczycy po zmianie stron byli w 26. minucie, kiedy to Lucão swoim strzałem sprawił, że cała polska bramka zaczęła się trząść. W mgnieniu oka Polacy sami mogli sobie nawarzyć piwa, bo Grubalski dał sobie przy odsłoniętej bramce wygarnąć futsalówkę, ale na nasze szczęście rywal miał do piłki zbyt daleko i błąd gracza Constractu Lubawa w porę zdążył naprawić Iwanek.
Idąc dalej, w głąb drugiej części, bramka reprezentacji Polski… była wciąż jak zaczarowana! Canarinhos mylili się w bardzo dogodnych okazjach, a na tablicy wyników po upływie pół godziny efektywnego czasu gry wciąż utrzymywał się remis 1:1. Polacy raz po raz pokazywali, że będą walczyć do ostatniej kropli krwi i zdarzały się pojedyncze zrywy, jak ten Kubika z 32. minuty, kiedy to popularny Siwy został dogoniony przez rywala. Frustracja u gospodarzy narastała. Kolejne oddawane strzały nie przynosiły efektu. Jedna akcja mogła w zupełności odmienić losy spotkania. Przy time-oucie Brazylii na 4:14 przed syreną padło słowo-klucz: „patientia”. Gospodarze zdecydowali się na grę z wycofanym bramkarzem, a za moment znów szczęścia spróbował Rocha, lecz Kałuża popisał się znakomitą paradą, która utrzymywała nas w grze. No i niestety, przyszła 38. minuta i mierzony strzał Marcela, który zatrzepotał w siatce… Tym samym to Polacy musieli spróbować zrobić przewagę w polu, ale czas płynął nieubłaganie. Na 1:11 futsalówka znów wpadła do naszej bramki, ale bezpośrednio po wyrzucie Williana, więc wciąż były nadzieje na to, by wrócić. To była już gra na dużym ryzyku, a po jednej ze strat i strzale Brazylijczyka znowu piłka obiła słupek, lecz to był ostatni akcent tego meczu.
Tak więc finał turnieju dla Brazylii, ale Biało-Czerwoni zajęli przez to bardzo dobrą, drugą lokatę. Na najniższym stopniu podium znalazł się Paragwaj, który pokonał Francję 2:0. Nasi reprezentanci zostawili serce na boisku i postawa podopiecznych Błażeja Korczyńskiego z pewnością napawa optymizmem przed nadchodzącymi Mistrzostwami Europy. Jesteśmy dumni i wierzymy, że podobne emocje będziemy przeżywać w trakcie aktualnie trwającego sezonu FOGO Futsal Ekstraklasy.
Biało-Czerwoni - wracajcie bezpiecznie. Do zobaczenia niebawem!