Obrona - tak. Atak - nie

01.04.18Utworzono
/uploads/assets/933/kaluzza.jpg
0:5 to przykry wynik i wywołuje wrażenie różnicy klasy. Ale choć pomiędzy Brazylią a Polską jest różnica klasy - i przecież nie ma w tym nic dziwnego - to ważna jest głównie przyszłość. A ta, nawet w porównaniu z tak świetnym rywalem jak Brazylia, rysuje się na korzyść biało-czerwonych.

Od momentu awansu do finałów mistrzostw Europy Polacy zagrali cztery trudne spotkania: z Rosją (1:1), Kazachstanem (1:5) i dwa z Brazylią (1:3 i 0:5). Co po nich wiemy? Organizacja gry w obronie jest niezła. Nasi futsaliści nie popełniają prostych błędów przy wyprowadzaniu piłki. Wiedzą, co zrobić, gdy pod pressingiem rywala muszą zagrać do bramkarza. W ramach defensywy potrafią grać strefą, a gdy trzeba potrafią nawet na Brazylijczykach "usiąść" pressingiem. A gdy nawet coś się nie udaje, to jest jeszcze taki Pan, jak Michał Kałuża (na zdjęciu).

 

To niewątpliwie spory atut - na defensywie buduje się zespoły. Z Rosją zremisowaliśmy 1:1, z Kazachstanem drugą połowę 1:1, z Brazylią do przerwy przegrywaliśmy w obu meczach 0:1. Czyli: 1, 1, 1, 1 - a jeden stracony gol to bardzo mało. W Futsal Ekstraklasa Sp. z o.o. średnia goli w meczu oscyluje wokół siedmiu, czyli na każdą drużynę przypada 3,5 bramki. W fazie grupowej ostatnich mistrzostw Europy strzelano 4,5 bramki w spotkaniu (2,25 gola na zespół). Niemal identycznie było w fazie pucharowej. Dlatego obrona Polaków - w wymienionych okresach meczu - daje nadzieję.

 

Ale jest druga strona medalu - i trzeba o niej pisać, dla dobra polskiego futsalu nie unikać problemu: nasza reprezentacja strzela bardzo mało goli.

 

Oczywiście mieliśmy bardzo trudnych rywali: trzeci i czwarty zespół mistrzostw Europy, kilkukrotnego mistrza świata. Mimo to można i trzeba oczekiwać więcej. W tych czterech meczach zdobyliśmy zaledwie trzy bramki: po trochę desperackim (wynikającym z braku czasu) uderzeniu Michała Kubika na dziewięć sekund przed końcem meczu z Rosją, przepięknym woleju po rzucie rożnym Dominika Soleckiego z Kazachstanem oraz samobójczym golu w starciu z Brazylią. Wyjazdowy mecz eliminacyjny z Węgrami (1:2) też nie był powodem do dumy.

 

Czy to znaczy, że mamy mało okazji do zdobycia bramki? Niekoniecznie. Np. w pierwszym starciu z Brazylią było ich sporo. To może pech? Niestety, też nie. O pechu można mówić, gdy coś nie udaje się w jakimś fragmencie - np. w jednym meczu mamy sześć okazji i nic nie wpada, ale w drugim i trzecim też mamy sześć i strzelamy 2-3 gole. W starciach z Rosją, Kazachstanem i Brazylią zabrakło umiejętności kończenia.

 

I to chyba teraz główne zadanie dla selekcjonera reprezentacji Błażeja Korczyńskiego. Ale właśnie trzeba podkreślić, że Korczyński jest SELEKCJONEREM - jest od powoływania zawodników i wypracowania z nimi wspólnych schematów. Czasu na wspólne treningi nie ma zbyt dużo (delikatnie pisząc). Zawodnicy trenują w klubach, nie w kadrze.

 

I dlatego cały czas aktualne jest pytanie: co może teraz zrobić selekcjoner? Możliwości są chyba tylko dwie:
1) konsekwentnie będzie stawiał na tę samą kadrę i liczył na możliwe przecież postępy pod bramką rywala
2) zaskoczy jakimś powołaniem (powołaniami) do reprezentacji nowych zawodników, ze sporymi umiejętnościami kończenia, którzy okażą się strzałami w dziesiątkę.

 

A na razie cieszmy się, że nasza reprezentacja mogła zagrać z takimi przeciwnikami jak Rosja, Kazachstan i Brazylia.

 

Tekst: Krzysztof Dziedzic
Zdj. Ricardo Artifon / CBFS