Pomarańczowo-Czarni zdobyli orlą twierdzę

11.12.18Utworzono
/uploads/assets/1484/acanaacan.jpg
Hit 11. kolejki miał być wisienką na futsalowym torcie. Kibice przed telewizorami oraz w Centrum Sportu i Rekreacji w Jelczu-Laskowicach nie mogli narzekać na nudę i zobaczyli emocjonujące spotkanie, które trzymało w napięciu aż do końcowej syreny.

Ostatecznie minimalnie lepsi okazali się zawodnicy FC Toruń, którzy dzięki wygranej nad Acana Orłem Jelcz-Laskowice powrócili na fotel lider Futsal Ekstraklasy.

 

- Orła dobrze się analizuje, bo jest w tym wszystkim pewna powtarzalność - zdradził na gorąco chwilę po potyczce Łukasz Żebrowskii, szkoleniowiec Pomarańczowo – Czarnych. - Wyzwaniem było dla nas zneutralizowanie systemu 4:0, w którym grają i dobrze czują się miejscowi. To nam się prawie przez większość meczu udawało. Szkoda, że przy stanie 2:0 nie udało nam się zamknąć tego spotkana, bo mieliśmy kilka znakomitych okazji. Cieszę się z tego zwycięstwa, ale na pewno mamy jeszcze nad czym pracować.

 

Dla rewelacyjnego beniaminka z Dolnego Śląska mecz miał dwa oblicza. W pierwszej odsłonie podopieczni Chus López mieli spory problem ze sforsowaniem zasieków obronnych rywala. Gospodarze z trudem dochodzili do czystych sytuacji strzeleckich i grali zbyt czytelnie.

 

- FC Toruń doskonale czytał naszą grę i był świetnie przygotowany do tego starcia pod względem taktycznym - rzekł Jesus Lopez Garcia. - W dodatku moi zawodnicy w pierwszej odsłonie nie grali na swoim normalnym, wysokim poziomie. W szatni poprosiłem ich o jeszcze większe zaangażowanie, wyższy pressing i po jakimś czasie przyszły efekty. Szkoda, że nie udało nam się wyrównać w końcówce, ale graliśmy z klasowym zespołem, który rzadko popełniał błędy.

 

W defensywie zespół Łukasza Żebrowskiego otarł się o perfekcję. Swoje zrobił między słupkami również Nicolae Neagu. Mołdawianin skapitulował tylko raz i w dodatku sam trafił do siatki po strzale z własnej połowy. Kolejny raz błysnął skutecznością Remigiusz Spychalski, który w 14. minucie rozwiązał worek z bramkami.

 

- Mecz był dla nas bardzo ciężki – oznajmił Spychalski. - Udało nam się przetrwać końcówkę, kiedy rywal grał z wycofanym golkiperem i kilka razy poważnie nam zagroził. Determinacja, żelazna konsekwencja w defensywie i kontrataki, taki był klucz do zwycięstwa w tej potyczce. Na pewno dopisało nam też trochę szczęście przy drugim golu, ale ono podobno sprzyja lepszym.

 

Po golu kontaktowym zdobytym przez Nuno Barbosę emocje sięgnęły zenitu. Torunianie przetrwali jednak napór Orła, który pierwszą rundę rozgrywek zakończył ostatecznie na wysokim, 3. miejscu w tabeli. Przed startem tego sezonu wiele osób w klubie wzięłoby taki wynik w ciemno.

 

- Trzecie miejsce na półmetku sezonu zasadniczego to dla nas bardzo dobry rezultat i prognostyk na przyszłość – dodał szkoleniowiec Orła. - Niczego się nie boimy, z optymizmem patrzymy w przyszłość, bo znamy swoje możliwości. W drugiej rundzie postaramy się powtórzyć ten wynik lub wskoczyć jeszcze wyżej. Jestem zadowolony z postawy całego zespołu, patrząc na całą rundę.

 

Już tradycyjnie szóstym zawodnikiem Orła byli kibice, którzy po raz kolejny szczelnie wypełnili miejscową halę i od pierwszej do ostatniej minuty głośnym dopingiem wspierali swój ukochany zespół.

 

Kartoniada oraz ogromna sektorówka na wszystkich zrobiły wrażenie. - Wypada podziękować fanom za to, co robią dla tego klubu i są z nami na dobre i na złe - podsumował bramkarz Acany Orła, Maciej Foltyn. - W każdym meczu czujemy ich wsparcie. Podobnie było w pojedynku z FC Toruń. Dzięki temu, co dzieje się na trybunach żadnemu zespołowi nie gra się tutaj łatwo. Wielu zawodników gratuluje nam kibiców.

 

Tekst: Rafał Szlaga
Zdj. Acana Orzeł Jelcz-Laskowice