Piątek22.11.2024, 20:00
Sobota23.11.2024, 16:00
Sobota23.11.2024, 18:00
Niedziela24.11.2024, 16:00
Niedziela24.11.2024, 18:00
Niedziela24.11.2024, 18:00
Niedziela24.11.2024, 18:00
Po porażce Piasta Gliwice z Constractem Lubawa pewnym było, że najbliższe dwa miesiące na pozycji lidera STATSCORE Futsal Ekstraklasy spędzi Rekord Bielsko-Biała. Gracze Chusa Lopeza nie mieli jednak zamiaru odpuszczać w meczu z MOKS Słonecznym Stokiem Białystok. W końcu mieli szansę nie tylko zaliczyć kolejne wysokie zwycięstwo z drużyną z Podlasia, ale i powiększyć przewagę nad goniącymi ich rywalami do czterech punktów, co wydaje się być solidną zaliczką przed rundą rewanżową.
Co mogło być jednak zaskakujące, na pierwszą bramkę czekaliśmy aż do 9. minuty. Wtedy jednak z piłką zabrał się Mikołaj Zastawnik, który po indywidualnej akcji otworzył wynik spotkania. Dla nowego gracza Rekordu było to pierwsze trafienie w tym sezonie. Po 11 minutach powinno być zresztą 2:0, a dwie bramki powinien mieć właśnie Zastawnik. Ten jednak nie wykorzystał podania od Stafena Rakicia i nie trafił do praktycznie pustej bramki.
Serb postanowił zatem wziąć sprawy chyba we własne ręce, bo też nie minęło wiele czasu, a na tablicy wyników pojawiła się „dwójka” przy Rekordzie, a na liście strzelców nazwisko Rakicia.
To ewidentnie dodało wiatru pod skrzydła Rekordzistów. Minęły bowiem kolejne trzy minuty i mieliśmy 3:0 za sprawą Michała Marka. Widać było przy tym luz, jakiego nabrali przyjezdni. Marek po otrzymaniu piłki od Matheusa Ferreiry przeciągnął piłkę pod swoją piętą, zmieniając jej kierunek i pokonując Kamila Dobreńkę.
Białostoczanie nie byli w stanie odpowiedzieć w żaden sposób, czego najlepszym przykładem był niewykorzystany przedłużony rzut karny przez Mateusza Łabieńca, który nie trafił nawet w światło bramki strzeżonej przez Krzysztof Iwanka.
To zdążyło się zemścić jeszcze przed przerwą, kiedy dwójkową akcję z Michałem Markiem wykończył Paweł Budniak, ustalając tym samym wynik pierwszej połowy na 4:0. Jeden z liderów gości rozpoczął także strzelanie po zmianie stron, co zmusiło miejscowych do postawienia na grę bez bramkarza.
Nie przyniosło to jednak korzyści w postaci zmniejszenia strat. Nie przeszkodziło również bielszczanom w zdobywaniu kolejnych bramek. Szóstą w tym meczu zdobył Michał Marek zabawiając się w polu karnym po dograniu Pedro Pereiry z lewej strony boiska.
Ostatecznie białostoczanie zdołali dopiąć swego i minimalnie zmniejszyli straty. W końcówce bramki zdobyli Kamil Jackiewicz oraz Krystian Belzyt, ale nie było to zbyt duże pocieszenie patrząc na wynik meczu – 2:6.
MOKS SŁONECZNY STOK BIAŁYSTOK – REKORD BIELSKO-BIAŁA 2:6 (0:4)
Bramki: Kamil Jackiewicz (35), Krystian Belzyt (40) – Mikołaj Zastawnik (9), Stefan Rakić (12), Michał Marek (15, 32), Paweł Budniak (17, 28).
W meczu Red Devils Chojnice z Górnikeim Polkowice już w 4. minucie po golach Andre i Kristiana Medona gospodarze prowadzili 2:0. Potem mieli szanse na podwyższenie prowadzenia (m.in. Medon trafił w słupek), jednak nic z tego do końca pierwszej połowy nie wynikło.
Goście oczywiście także mieli bramkowe sytuacje, lecz skuteczność nie była także ich mocną stroną. W ostatniej sekundzie polkowiczanie mieli przedłużony rzut karny, lecz Marcel Wolan trafił w bramkarza Red Devils, Sebastiana Kartuszyńskiego.
Początek drugiej połowy był bardzo podobny do tego z pierwszej części spotkania: znów dwa szybkie gole dla gospodarzy. Najpierw Patryk Laskowski zagrał piętką do Andre, a potem sam niepilnowany w polu karnym wykończył akcję. Zrobiło się 4:0, a w 24. minucie w dalszy róg bramki Górnika trafił Oleh Nehela - i wobec niemocy polkowiczan w ataku, stało się jasne, że losy meczu zostały rozstrzygnięte.
Chojniczanie dzięki trzem punktom znacząco oddalili się od strefy spadkowej. A przedostatni w tabeli Górnik ma już na koncie 100 straconych goli.
RED DEVILS CHOJNICE - GÓRNIK POLKOWICE 8:0 (2:0)
Bramki: Andre Silva (2, 22, 39), Kristian Medon (4), Patryk Laskowski (22, 26), Oleh Nehela (24), Robert Świtoń (31).
Zwycięstwo z GI Malepszy Futsal Leszno z pewnością narobiło większych apetytów w Lęborku na końcówkę rundy jesiennej. O kolejne trzy punkty nie miało być jednak łatwo. Bo choć Legia Warszawa jest niżej notowanym rywalem od leszczynian, to chyba o wiele bardziej obecnie głodnym trzech punktów, szczególnie po przegranej w derbach Warszawy.
Początek meczu pokazał jednak, że forma zagranicznych zawodników graczy z północy Polski nie była jednorazowym wyskokiem, a na listę strzelców po dograniu Sergio Monteiro wpisał się będący coraz wyżej w klasyfikacji strzelców, Yvaaldo Gomes.
Gospodarzom nie przeszkodziła nawet ładnie zdobyta bramka przez Mateusza Olczaka, który huknął z dystansu po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Błyskawicznie odpowiedział mu bowiem Monteiro, wykorzystując podanie z lewej strony boiska i mieliśmy 2:1.
Na powtórkę scenariusza musieliśmy jednak trochę poczekać. Bo o ile Legia odpowiedziała szybko – za sprawą Giancarlo Sammuta, który niefortunnie skierował piłkę do własnej siatki, po wbiciu jej w pole karne przez Adama Grzyba, to lęborczanie na kolejne trafienie zdobyli się dopiero w 16. minucie. Jego autorem był oczywiście Gomes, który notuje w ostatnim czasie niesamowitą serię – pięć bramek w dwóch meczach.
Nie był to jednak ostatni cios zadany przez Brazylijczyka w tym meczu. Drugi hat-trick z rzędu nastąpił tuż po zmianie stron, tym razem po uderzeniu technicznym z dalszej odległości od lewego słupka. Wraz z upływem czasu wywalczył z kolei przewagę dla swojego zespołu, gdy żaden z przyjezdnych nie był go w stanie powstrzymać, do faulu posunął się Mateusz Szafrański, co kosztowało go drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną.
To udało się zamienić na gola autorstwa Sergio Monteiro, ale radość nie potrwała długo, bo też momentalnie odpowiedział na to Krzysztof Jarosz i ich starta… cały czas wynosiła trzy bramki. Nie minęła bowiem minuta, aby Team znów nie cieszył się trafienia. Do protokołu wpisał się tu Davidson Silva, który wykorzystał rzut karny, za faul Grzegorza Ocha na Gomesie.
Rzut karny, choć przedłużony otrzymała także Legia, a w obliczu kontuzji Mariusza Milewskiego Rafała Łapigrowskiego pokonał Paweł Tarnowski. I choć warszawianie próbowali do samego końca zmniejszyć straty, to ku radości kibiców w Leborku, na tym poprzestali.
TEAM LĘBORK – LEGIA WARSZAWA 6:4 (3:2)
Bramki: Yvaaldo Gomes (2, 16, 21), Sergio Monteiro (4, 34), Davidson Silva (35 k.) – Mateusz Olczak (3), Giancarlo Sammut (6 s.), Krzysztof Jarosz (34), Paweł Tarnowski (37).
Autor: Łukasz Leski, Krzysztof Dziedzic
Fot. Paweł Mruczek