Remis, który nie cieszy

25.01.22Utworzono
/uploads/assets/3938/Bez tytułu.png
Reprezentacja Polski zremisowała 2:2 ze Słowacją w drugim meczu na Mistrzostwach Europy. Biało-czerwoni mimo początkowego prowadzenia, stracili je na korzyść rywali, przez co do samego końca musieli walczyć o zwycięstwo, którego ostatecznie nie udało się osiagnąć.

W pustej Ziggo Dome Arenie reprezentatnom Polski przyszło walczyć ze Słowacją o być albo nie być. Po zwycięstwie Rosji z Chorwatami tylko wygrana dawała nam bowiem realne szanse na wyjście z grupy. Remis powodowałby, że byłyby one jedyunie matematyczne, zaś porażka równałaby się z pewnym powrotem do domu. 


Biało-czerwoni jakby zmotywowani tym faktem zaatakowali od samego początku, tak jak robili to w drugiej połowie meczu z Chorwacją. Pech jednak chciał, że czy uderzał Patryk Hoły, czy Mikołaj Zastawnik, to piłka po drodze odbijała się od jednego ze Słowaków i lądowała poza światłem bramki.


Udało się po stałym fragmencie z gry, gdy Michał Kubik wycofał futsalówkę z autu do Tomasza Kriezela, a ten huknął w samo okienko. Marek Karpiak był w tej sytuacji bez szans i mieliśmy 1:0. Sam Kriezel chwilę później mógł zresztą podwyższyć rezultat, ale tym razem uderzył z woleja w boczną siatkę.


Mimo to można było mówić o szczęściu, bo też kiedy Tomas Drahovsky znalazł się w dogodnej okazji, piłka obiła prawy słupek bramki Michała Kałuży i wciąż to my mogliśmy cieszyć się z prowadzenia.


Słowacy mieli jednak plan na to spotkanie. Często korzystali z usług swojego golkipera przy wyprowadzaniu akcji, przez co Polacy nie mogli tak odważnie nakładać na rywali pressingu. To otwierało im okazję do konstruowania ataku pozycyjnego, ale widać przy tym było, że szukany przede wszystkim jest Drahovsky z czym radzili sobie nasi reprezentanci.


Ostatecznie do przerwy wynik nie uległ zmianie. Druga połowa zapowiadała się jednak wyjątkowo ciekawie, bo też taki rezultat oznaczał dla naszych sąsiadów z południa praktyczne pożegnanie się z turniejem.


A ci wiedząc o tym wyszli na drugą połowę z postanowieniem strzelenia jak najszybciej wyrównującej bramki. Swoich sił próbował Drahovsky, próbował Gabriel Rick, ale albo uderzenia były niecelne, albo świetnie między słupkami spisywał się Michał Kałuża.


Słowacja swego jednak dopięła. Po niemalże bliźniaczym wycofaniu piłki, jak przy naszej bramce, w pole karne wbił ją grający w Piaście Gliwice, Patrik Zatović, a tam już stał Matus Sevcik, który na wślizgu doprowadził do remisu.


Nie był to jednak koniec. Na nasze nieszczęście na listę strzelców wpisał się także i Drahovsky. Lider naszych rywali minął po lewej stronie Tomasza Luteckiego, przestawił sobie piłkę na prawą nogę i uderzył nie do obrony po dalszym słupku.


Nadzieja jednak nie upadła. Na boisko wszedł Sebastian Wojciechowski i po kilku minutach zapisał się w statystykach tak, jak to często robi na parkietach STATSCORE Futsal Ekstraklasy - notując asystę. Strzelcem był natomiast Patryk Hoły, zdybywając tym samym bramkę w drugim meczu z rzędu na EURO.


O zwycięstwo nasi walczyli do końca. Była szansa, aby poszukać przedłużonego rzutu karnego, bo też Słowacy przez ostatnie minuty grali z wykorzystanem limitem fauli, ale za nic nie chcieli go przekroczyć. Kilka razy uderzenia z dalszej odległości szukał też Sebastian Leszczak, ale tu świetnymi paradami popisywał się bramkarz rywali.


Nie mogło zatem dziwić gdy w ostatniej minucie postawiliśmy wszystko na jedną kartę i zagraliśmy z wycofanym bramkarzem. To jednak nie przyniosło nam wymiernej korzyści. Polacy zremisowali 2:2, a tym samym, aby awansować muszą nie tylko wygrać z Rosją, ale i liczyć na potknięcie się Chorwacji.


POLSKA - SŁOWACJA 2:2 (1:0)


Bramki: Tomasz Kriezel (7), Patryk Hoły (33) - Matus Sevcik (25), Tomas Drahovsky (28).


Autor: Łukasz Leski

Fot. UEFA Futsal EURO