Tak blisko jeszcze nie było... Koniec marzeń

30.11.23Utworzono
/uploads/assets/5469/406560770_863012885829498_7740502675582833027_n.jpg
Mistrzowie Polski w drugim meczu Elite Round Ligi Mistrzów mierzyli się w z gospodarzami turnieju, a zarazem obrońcą trofeum – Palmą Futsal. Wyzwanie to było niezwykle trudne, ale to właśnie piękno sportu, że nawet kopciuszek może walczyć jak równy z równym na futsalowych salonach.

W porównaniu do wczorajszego meczu, trenerzy postawili na bardzo dużą rotację zawodników. W meczu występowały praktycznie trzy czwórki. Zawodnicy spędzali proporcjonalnie mało czasu na parkiecie podczas swoich zmian. Cel takiego rozwiązania taktycznego był prosty, zachowanie sił i dotrzymanie tempa.

 

Długi czas trwała bardzo wyrównana walka, a gra przenosiła się z jednej strony boiska, na drugą. Brawa należą się dla Victora Lopeza. Bramkarz wielokrotnie popisał się swoimi umiejętnościami, ratując lubawian od straty gola. W okolicach dziesiątej i jedenastej minuty Mistrzowie Polski przeprowadzili atak na bramkę rywali. Głównym bohaterem tych akcji był niezawodny Pedrinho. Niewiele brakowało, a wymarzone otwarcie stałoby się faktem.

 

Tymczasem obrońcy tytułu zaskoczyli dosyć niespodziewanie. Oledghobada ściągnął na prawą stronę dwóch obrońców i podał do środka do czekającego Dos Santosa. Ten nie miał problemu z umieszczeniem piłki w praktycznie pustej bramce. Rywale próbowali zadać jeszcze jeden groźny cios oddając uderzenie przez całe boisko za tak zwany kołnierz Victora Lopeza, tj. pod poprzeczkę. Na szczęście bramkarz i tym razem wykazał się refleksem.

 

Do wyrównania doprowadził duet „dwóch wspaniałych”. Pedrinho odebrał piłkę pod swoim polem karnym, przebiegł z nią kilka metrów i posłał wręcz perfekcyjne podanie do ustawionego pod bramką Palmy – Jakuba Raszkowskiego. Najlepszy zawodnik zeszłego sezonu, takiej okazji nie marnuje. Remis na koniec pierwszej połowy oznaczał, że marzenia o lidze mistrzów wciąż pozostawały możliwe.

 

Ależ było blisko! Victor Lopez w swoim firmowym zagraniu ofensywnym wyszedł z piłką, podał do Adriano, a ten dośrodkował do Mrowca, który niestety nieczysto trafił. Mądra gra, odpowiednie wyjścia, skracanie konta strzały, że gospodarze oddawali strzały, ale nie były one wystarczająco celne.

 

Na osiem minut przed końcem wybrzmiała syrena, jednak nie zwiastowała ona nic dobrego. Przewinienia dopuścił się Cluadinho przy czym był to piąty faul. Od teraz podpoieczni trenera Grubalskiego musieli grać dużo uważniej i bezpieczniej. Dla porównania Hiszpanie mieli zerowy dorobek.

 

Trwał bramkarski show Victora Lopeza. Przy drugiej bramce zawodników Palmy był niezwykle bliski skutecznej obrony. Bruno Gomes zatańczył z piłką, obracając się mając na plecach rywala. Pierwszy jego strzał zablokował wspomniany bramkarz lubawian, ale futbolówka odskoczyła i trafiła pod nogi rywala, który przy dobitce z ciasnego kąta tym razem był bezbłędny. Na 3:1 swój zespół wyprowadził Oledghobada. Zawodnik naprowadzał piłkę, a następnie uderzył po krótszym słupku. Od tego mementu polska drużyna grała z lotnym bramkarzem, w którego rolę wcielił się Tomasz Kriezel.

 

Tym razem cudu w Palmie nie było. A po zagłębieniu się w regulaminowe przepisy wiemy już, że nawet bardzo wysoka wygrana z MNK Olmissum nie da Constractowi upragnionego awansu.


PALMA FUTSAL – KSC LUBAWA 3:1 (1:1)

Bramki: Marcelo Dos Santos 13, Bruno Gomes 34, Oledghobada 37 – Jakub Raszkowski 17


Fot. Paweł Jakubowski