Ważny krok

11.10.23Utworzono
/uploads/assets/5325/385832706_697947422367601_8986136345229370745_n.jpg
Przyszła pora na mecze rewanżowe i pojedynek z teoretycznie najsłabszym rywalem grupy. Dla Belgów był to niezwykle ważny pojedynek. Polacy liczyli na dopisanie do tabeli cennych punktów, które liczyć się w kolejnych spotkaniach grupowych. Ostatecznie nasi Reprezentanci wracają ze zwycięstwem.

Mecz dobrze rozpoczął Michał Kałuża. Bramkarz po raz kolejny udowodnił swój wysoki poziom i formę, którą prezentuje już od dłuższego czasu. To on w pierwszych minutach utrzymał Biało-Czerwonych przy wyniku 0:0.

 

Dwie świetne okazje do zdobycia gola miał Lutecki. W pierwszej sytuacji miał praktycznie pustą bramkę, w drugiej górą był bramkarz Reprezentacji Belgii. Dries Vrancken oceniany w poprzednim spotkaniu jako jeden ze słabszych punktów swojego zespołu, w środowy wieczór dobrze radził sobie pomiędzy słupkami. Pomimo niewykorzystanych szans, może cieszyć umiejętność odnalezienia sobie miejsca na parkiecie przez Luteckiego.

 

W przeciwieństwie do początku tego spotkania, Polacy z upływem czasu zaczęli kontrolować wydarzenia na boisku. Czerwone Smoki miały duży problem z przedostaniem się w okolice naszego pola karnego. Gra naszej Reprezentacji zaczęła przypominać tę ze spotkania z Mielca. Wszyscy czekali na pierwszą bramkę, ponieważ bez wątpienia wprowadziłaby ona więcej przysłowiowego „luzu”. Na uwagę zasługuje doping kibiców, którzy przybyli do hali w Belgii. Nieliczna grupa, aczkolwiek niezwykle głośna udzielała potrzebne wsparcie Biało-Czerwonym.

 

Duży apetyt na zdobycie bramki miał Mateusz Madziąg, który pod koniec pierwszej połowy posłał trudny strzał. Bramkarz gospodarzy w całej sytuacji był zasłonięty przez swoich kolegów, a mimo wszystko zdołał dobrze interweniować. Futsalista, na co dzień grający w klubie z Kamienicy Królewskiej, mógł chwilę później otworzyć wynik spotkania, ale nie wykorzystał idealnego podania Kałuży.

 

Duży spokój Mateusza Mrowca spowodował, że w 19. minucie wpadła długo wyczekiwana bramka. Stałe fragmenty gry przyniosły skutek i dzisiejszym pojedynku. Piłkę z rzutu rożnego wybijał Kaniewski, a mądrze zachował się wspomniany Mrowiec. Cierpliwość się opłaciła i na przerwę schodziliśmy z małą zaliczką.

 

Vrancken grał dzisiaj wyśmienity mecz. I nawet stracona jedna bramka nie wpływa na ocenę jego występu. Prawdą wręcz będzie, że to on ratował swoją Reprezentację. Niech najlepszym przykładem będzie jego parada z początku drugiej połowy. Najpierw obronił strzał Zastawnika, następnie czujny był przy dobitce Michała Marka. Przeszkadzać próbował mu jeszcze Skiepko, ale i tym razem górą był bramkarz Belgów.

 

Gol na 2:0 uspokoiłby nastroje na boisku. Rywale zaczęli kreować akcje. Może nie stwarzały one największego zagrożenia, ale było ich coraz więcej. W wysokim pressingu, Polacy zdołali przejąć piłkę i wyjść z kontrą. Mrowiec do bramki, mógł dołożyć asystę, ale Szadurski nie zdążył dołożyć nogi.

 

Selekcjoner Błażej Korczyński, miał przysłowiowego trenerskiego nosa do zmiany. Na sześć minut do końca na parkiet wszedł Sebastian Leszczak i to właśnie ten zawodnik wgrał piłkę w pole karne, a tam czekał już Michał Marek.

 

Tak jak można było się spodziewać, Czerwone Smoki zastosowały wariant z lotnym bramkarzem. Blisko było, żeby tę przewagę w polu wykorzystali. El Fakiri podczas dobitki, w sytuacji sam na sam z Kałużą nie zdobył gola kontaktowego.

 

Czego nie dokonał El Fakiri zrobił Omar Rahou. Kałuża obronił strzał, ale nie złapał piłki, a odbił przed siebie. Tam dużą czujnością wykazał się reprezentant Belgii i zrobiło się nerwowo. Chwilę później przeciwnicy podali rękę Biało-Czerwonym. Chwalony wcześniej bramkarz Dries Vrancken tym razem popełnił duży błąd. Źle przyjął piłkę od swojego obrońcy i omyłkowo skierował ją pomiędzy własne słupki.


Belgia – Polska 1:3 (0:1)

Bramki: Omar Rahou 37 - Mateusz Mrowiec 19, Michał Marek 35, Dries Vrancken 38 (s)


Fot. Robert Neumann