Widzew nie do zatrzymania

12.11.23Utworzono
/uploads/assets/5416/R6__3195.jpg
To było pierwsze spotkanie We-Metu z Widzewem w historii FOGO Futsal Ekstraklasy. Faworytem pojedynku byli goście, którzy od kilku kolejek nie schodzą ze zwycięskiego toru, ich przeciwnicy mają za sobą serię meczów, w których grali w przysłowiową kratkę. O ile początek zapowiadał wyrównaną grę, o tyle z czasem łodzianie stali się nie do zatrzymania.

Współpraca Brayana Mery i Milintona Tijerino, kolejny raz przynosi owocne skutki. Duet ten już w poprzednich meczach pokazał, jak dobrze  wygląda ich współpraca. Dzisiaj otworzyli wynik spotkania. A jak wyglądała sama akcja? Mera przyjął piłkę tyłem do bramki, mając za sobą rywala, a zarazem robiąc miejsce dla niepilnowanego Tijerino.

 

Fatalna strata gości mogła ich sporo kosztować, ale Jefferson Ortiz nie potrafił się wstrzelić. Brak skuteczności, był zmorą również jego kolegów z drużyny, którzy co prawda oddawali strzały, ale nie stwarzały one zagrożenia dla bramki Patryka Labudy. Sprawy nie ułatwiał wspomniany przed chwilą bramkarz gospodarzy, który popisał się kilkoma dobrymi interwencjami.

 

Szczególnie ciekawie zrobiło się w ostatnich pięciu minutach pierwszej połowy. Podopieczni trenera Kocota uzbierali na swoim koncie pięć przewinień. To oznaczało, że muszą bardziej ostrożnie grać i nie popełniać więcej fauli.

 

Do wyrównania próbowali doprowadzić goście. Receptą na to było wzięcie sprawy w swoje ręce przez indywidualnych zawodników. Najpierw wszystkich zaskoczył Kucharski, który uderzył z prostego podbicia, w kierunku krótszego słupka. Następnie strzał oddał Hugo Jardas, a piłka przetoczyła się pod rękami Labudy. Bramka na 3:1 w przeciwieństwie do poprzednich sytuacji, była wypadkową kombinacyjnej gry. Piłka poruszała się bardzo szybko pomiędzy zawodnikami, którzy przyjmowali wszystko na jeden kontakt. Zakończył to Willy May.

 

Kucharski nieprzepisowo zatrzymywał rywala. Sędziowie dopatrzyli się przewinienia i podyktowali krótki rzut karny. Piłkę na szóstym metrze ustawił Madziąg, który wyczekał na ruch bramkarza i uderzył w przeciwnym kierunku.

 

Jefferson Ortiz, który w pierwszej połowie nie mógł się wstrzelić, w końcu w drugiej partii dopisał swoje nazwisko do listy. Duże brawa należą się również jego koledze, Michałowi Marciniakowi, który zmylił dwójkę rywali, poczekał na ich interwencję i podał do świetnie ustawionego Kolumbijczyka.

 

Trener Miłosz Kocot szukał rozwiązań, miksując swoim składem. Sygnał do ataku dał Bartosz Stencel, ale intuicyjnie, a przede wszystkim skutecznie, ręką bronił Kamil Izbiański. Problem skuteczności zaczął doskwierać tym razem miejscowym. Zupełnie niepilnowany Wojciech Dobek, nie wykorzystał dobrej okazji.

 

Łodzianie nie zamierzali zatrzymać się na dwubramkowym prowadzeniu. Ortiz będący na połowie przeciwników, przejął piłkę od Tijerino i podał do Dregiera, a ten w takich sytuacjach się nie myli. Wraz z upływającym czasem, gra podopiecznych trenera Stanisławskiego była coraz bardziej widowiskowa. Willy May po raz kolejny pokazał swoje umiejętności w grze tyłem do bramki. To dzięki jego ekwilibrystycznemu zagraniu podeszwą, Miłosz Krzempek mógł zrobić z tej piłki użytek.

 

Zgodnie z oczekiwaniami, trener Kocot ściągnął z parkietu nominalnego bramkarza, a w jego miejsce pojawił się Mateusz Madziąg grający w szarym trykocie. Goście byli czujni w obronie, a w szczególności Kamil Kucharski, który posłał futbolówkę spod własnego pola karnego, do pustej bramki.


WE-MET KAMIENICA KRÓLEWSKA – WIDZEW ŁÓDŹ 2:7 (2:3)

Bramki: Milinton Tijerino 6, Mateusz Madziąg 20 – Kamil Kucharski 17, 35, Hugo Freitas 28, Willy May 19, Jefferson Ortiz 27, Norbert Dregier 31, Miłosz Krzempek 34.