Koniec marzeń

16.04.24Utworzono
/uploads/assets/5779/425707242_769237255238617_9002309111927044204_n.jpg
To był prawdopodobnie jeden z najważniejszych meczów Reprezentacji Polski w ostatnim czasie. Chorwacja, czyli rywal z górnej półki i jedna bramka do odrobienia. Pomimo walki do samego końca, Biało-Czerwoni na swoją szansę na wyjazd na mistrzostwa świata muszą jeszcze poczekać.

W porównaniu do pierwszego meczu warto zwrócić uwagę na kilka zmian, Po pierwsze wśród Chorwatów zabrakło Luki Pericia za faul na Pawle Kaniewskim. Tymczasem do składu Biało-Czerwonych powrócił Mikołaj Zastawnik. Trener Korczyński pomiędzy słupkami postawił na Michała Kałużę.

 

Reprezentanci Polski nie mieli łatwego zadania. Musieli zatrzymać nastawionych ofensywnie rywali. Wielokrotnie blisko Chorwatów, wielokrotnie podwajali się w defensywie, wielokrotnie ofiarnie interweniowali. Co najważniejsze, w tej metodzie była skuteczność, chroniąca od straty gola. I tutaj na uwagę zasługuje między innymi kapitalna praca kapitana, Tomka Kriezla, który zatrzymał Baskovicia w niezwykle groźnej sytuacji z 11. minuty.

 

Trener Kroczyński zdecydował się grę bez pivota. Zawodnika nominalnego na tej pozycji zobaczyliśmy dopiero w drugiej części pierwszej połowy. Był nim Mateusz Mrowiec i od razu po wejściu na parkiet zaliczył dobrą próbę strzału.

 

Remisowy wynik utrzymywał się do 16. minuty kiedy to Sekulić będący po lewej stronie parkietu, podał wychodzącemu na pozycję Dario Marinoviciowi. Brak asekuracji w środkowej części boiska okazał się bardzo kosztowny. Chwilę później o centymetry piłka minęła bramkę po strzale Mataja. Pomimo tej jeden bramki straty trzeba przyznać, że szczęście towarzyszyło Polakom. Piękne przyjęcie, a następnie uderzenie Jelovcicia po podaniu własnego bramkarza, zatrzymało się na poprzeczce.

 

Po przerwie zrobiło się gorąco pod naszą bramką. Problemy z wybiciem piłki pod własnym polem karnym miał między innymi Mateusz Madziąg. Polacy wyszli obronną ręką z tej sytuacji tylko dzięki dobrym interwencjom Michała Kałuży. W drugiej połowie więcej na parkiecie przebywali dotychczas bardziej rezerwowi zawodnicy: Sobota, Mrowiec czy Jankowski.

 

Co by było gdyby nie Michał Kałuża? Byłyby dwie bramki straty. Bramkarz, na co dzień grający w Hiszpani, świetnie wyszedł z własnej bramki, skracając pole do strzału. W sytuacji z 29. minuty zabrakło ponownie trochę szczęścia. Strzał Marinovicia obronił co prawda Kałuża, ale piłkę niefortunnie prawdopodobnie barkiem zbił Kaniewski. Ustawiony przy prawym słupku Franko Jelovicić  skorzystał z tego prezentu. W oficjalnym protokole meczowym sędziowie zaliczyli tego gola jako bramkę samobójczą naszego reprezentanta.

 

Minuty mijały, a marzenia o mistrzostwach świata coraz bardziej się oddalały. Polaków trzeba pochwalić za walkę do końca. Bramkę kontaktową w tym meczu zdobył Piotr Skiepko, który prawie wbiegł z piłką pomiędzy słupki. Reprezentacja Polski próbowała klasycznego rozegrania taktycznego z lotnym bramkarzem, w którego rolę wcielił się Raszkowski. Przewaga w polu i zmuszenie Chorwatów do obrony zwiększyły szanse naszych futsalistów. Przed dobrą okazją stanął między innymi Mikołaj Zastawnik.

 

Groźnie Szadurskiego sfaulował Postružin. Zawodnik Dremana Opole Komprachcice został nadepnięty na kostkę i musiał za pomocą noszy opuścić parkiet. Chorwat został za to ukarany drugą żółtą kartką, a w rezultacie czerwoną. Szadurskiego w grze w przewadze zastąpił Sendlewski. W Zagrzebiu zrobiło się gorąco. Kibice głośno dopingowali swoich zawodników, którzy musieli w trójkę w polu przez 120 sekund bronić się przed naszym natarciem. Kriezel, Kubik i gooool.To wciąż było jednak za mało o jednego gola. Tym samym na mistrzostwa świata jadą Chorwaci.


CHORWACJA – POLSKA 2:2 (1:0)

Bramki: Dario Marinović 16, Paweł Kaniewski (s) 30 - Piotr Skiepko 34, Michał Kubik 40