Przykra niespodzianka

23.09.19Utworzono
/uploads/assets/1973/IMG_20190414_180100.jpg
Od porażki biało-czerwoni rozpoczęli start w Turnieju Państw Wyszehradzkich. Podopieczni Błażeja Korczyńskiego przegrali w Krośnie ze Słowacją 1:2, a mecz rozstrzygnął się w ostatnich pięciu minutach. Jutro okazja do rehabilitacji, naszym rywalem będzie reprezentacja Węgier.

 

Reprezentacja Polski od początku poniedziałkowego spotkania przeważała. Biało-czerwoni wysoko atakowali rywali, nie dając im rozwinąć skrzydeł. Aktywny w pierwszych minutach był Mikołaj Zastawnik, po błędzie rywali bliski wpisania się na listę strzelców był Michał Kubik. Przewaga naszej reprezentacji była widoczna, ale skomasowana obrona Słowaków dawała nam się we znaki.

 

Nie potrafiliśmy się wstrzelić w bramkę Słowaków po stałych fragmentach gry. Z dystansu uderzał Michał Marek, a najbliżej szczęścia był Tomasz Lutecki. Jego strzał zatrzymał się na słupku. Więcej pracy strzegący naszej bramki Michał Kałuża miał natomiast jedynie w ostatnich 120 sekundach pierwszej połowy, ale i wtedy nasz golkiper nie dał się zaskoczyć.

 

W drugiej odsłonie pierwszy groźny strzał oddał Lutecki, ale golkiper Słowaków był na miejscu. Zresztą był on wyróżniającą się postacią w tym spotkaniu. Wybronił później jeszcze między innymi uderzenie Roberta Gładczaka. - Zabrakło zdecydowanie tego, co w futsalu jest najważniejsze, skuteczności. Mając przewagę w strzałach 60 do 20 takie mecze trzeba po prostu wygrywać. W kolejnych meczach trzeba dalej ciężko pracować i walczyć o zwycięstwo. Niestety, przegrywamy pojedynek, którego nie mieliśmy prawa przegrać – mówił po spotkaniu Michał Kubik nawiązując do największego problemu naszej reprezentacji w poniedziałkowym spotkaniu.

 

Atak pozycyjny nigdy naszą silną stroną nie był, a w meczu ze Słowakami właśnie do takiej gry byliśmy zmuszeni. - Cierpliwie, cierpliwie – krzyczał do swoich zawodników Błażej Korczyński. Nic dziwnego, że jedną z najlepszych okazji mieliśmy, gdy to z kontrą ruszyli Słowacy. Godne odnotowania były także próby Marka po rzucie rożnym, czy kolejne strzały Zastawnika, jak i Luteckiego.

 

Słowacy właściwie trzykrotnie zagrozili bramce Kałuży. Dwie pierwsze próby nasz bramkarz wybronił, trzecia zakończyła się bramką Tomasa Drahovskiego. Słowacy z prowadzenia cieszyli się jednak krótko, bo po minucie wyrównał Kubik, dobijając piłkę po strzale Zastawnika. Ostatnie słowo należało jednak do naszych rywali. Słowacy zaczęli grać z lotnym bramkarzem. Po jednej z prób wbicia piłki pod bramkę Kałuży futbolówkę skierował do własnej siatki Zastawnik. Polacy w ostatnich sekundach meczu zdecydowali się jeszcze na ten sam wariant wycofując w parkietu Kałużę, ale efektów bramkowych i wyrównania już nie było. - Po raz kolejny zaczynamy Turniej Wyszehradzki od porażki. Nie byliśmy gorszym zespołem od Słowaków. Przez cały czas prowadziliśmy grę, oddawaliśmy dużo strzałów, niestety zabrakło skuteczności – mówił Zastawnik.

 

- Przegraliśmy na własne życzenie. Byliśmy dziś bardzo nieskuteczni. Mimo, że stworzyliśmy sobie wiele dogodnych sytuacji, to nie potrafiliśmy ich zamienić na bramki. Mogliśmy zamknąć mecz kilkoma golami w pierwszej połowie i kontrolować grę. Niestety, przeciwnik wykorzystał dwie sytuacje w drugiej części i musimy pogodzić się z tą bolesną porażką, gdyż moim zdaniem dominowaliśmy przez całe spotkanie. Musimy udowodnić, że jesteśmy bardzo mocnym zespołem i wygrać dwa pozostałe mecze oraz walczyć o zwycięstwo w turnieju – powiedział z kolei Dominik Solecki.

 

We wtorek szansa na rehabilitację, mecz z Węgrami o 18.30

 

Polska – Słowacja 1:2

Bramki: Kubik 36 – Drahovsky 35, Zastawnik 39 sam.

 

tekst: TD, KD